sobota, 25 stycznia 2014

Ten "Wyzwałaś go od kretynów i baranów."

  Czułam się nijako. Kilka razy się budziłam, zaraz znowu kładłam się spać. Bolały mnie żebra od kaszlu, miałam zatkany noc i było mi zimno. Poza tym nie widziałam tu nikogo z kim mogłabym porozmawiać. Nie wiem co się dzieje z Simonem. Czy żyje czy...nie. 
-Jest tu ktoś?- chciałam zawołać, ale wyszedł tylko szept. Odkaszlnęłam i spróbowałam znowu. Tym razem wyszło troszkę głośniej, lecz niewiele. Zirytowało mnie to i walnęłam ręką o łóżko. Zaskrzypiało. 
-O widzę, że już ci lepiej- powiedział kobiecy głos. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam pielęgniarkę.- Nie ruszaj się. Muszę zrobić ci kilka badań. 
Leżałam w spokoju i na myśl nachodziło mnie kilka pytań.
-Gdzie jestem?- zapytałam jak już skończyła.
-W szpitalu. Jestem ciekawa jak to się stało, że byłaś w tak krytycznym stanie. Nikt mi nie powiedział.- oburzyła się- Przepraszam. Jestem Nina. Zajmuję się tobą odkąd tu trafiłaś.
-Co o mnie wiesz?- wychrypiałam- Mogę coś do picia?
Podała mi szklankę z wodą.
-Niewiele. Wiem, że nazywasz się Katty i mieszkasz w domu dziecka. To trochę irytujące jak każdy wie co się stało, a ja nie.
-No co pani nie powie- powiedziałam z przekąsem. Strasznie dużo gada. Już mam jej dość. 
-Wiesz przez te kilka dni próbowałam podpytać na ten temat, ale nic się nie dowiedziałam.
-Możesz zawiadomić kogoś ze znajomych albo lekarza?
-Już idę- powiedziała szybko i wyszła. Cisza jaka nastała przez te 5 minut była niedozniesienia. Mimo wszystko wolałam jak ktoś mówi. 
-Zawiadomiłam twojego opiekuna. Przyjedzie najszybciej jak umie.- w drzwiach pojawiła się Nina. W głowie miałam jeszcze jedno, ważne pytanie.
-Hm, słyszałaś coś o Simonie Fallover?- zapytałam. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Chciałam usłyszeć odpowiedź, ale z drugiej strony bałam się jej.
-Przykro mi. Nie słyszałam. Mogę poszperać w papierach. 
"Nie słyszałam. Nie słyszałam. Nie słyszałam" głos Niny rozsadzał mi głowę. Przecież to może oznaczać tylko jedno...Simon. Mój przyjaciel, który jako jedyny pierwszy się do mnie odezwał. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. 
-Eeej nie płacz.- podeszła do mnie Nina i poczułam jak głaszcze mnie po ramieniu.- Jestem młodą pielęgniarką i straszną plotkarą. Często mi nie mówią pewnych rzeczy, a jestem tu zatrudniona tylko dlatego, że pracuje tu mój wujek.  Nie martw się, wykształcenie mam.
-Ale z ciebie gaduła- powiedziałam przez łzy. Otarłam je. /Kurcze, ale ze mnie debil. Jak mogę myśleć, że on nie żyje!/ Walnęłam się dłonią w głowę. Zaśmiałam się.
-Wszystko w porządku?- zapytała Nina- Najpierw płaczesz, walisz się w głowę, a teraz się śmiejesz...
-Dzień dobry- usłyszałam głos Carla.
-Dzień dobry, a pan to kto?
-Opiekun Katty.- powiedział podchodząc do mnie.- Możesz zostawić nas samych?
Nina spojrzała na mnie, kiwnęłam głową i wyszła.
-Carl, jak dobrze cię widzieć.
-Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że w końcu kontaktujesz- westchnął ciężko.
-Nie rozumiem.- mruknęłam marszcząc brwi.
-Nie wierzę, że nie pamiętasz. Przez dwa dni nocami krzyczałaś i zrywałaś się z łóżka z płaczem. Dniami się do nikogo nie odzywałaś. Lekarze mówili, że to chwilowe i ci przejdzie. Nie chciałem im wierzyć, ale jednak to prawda.
-Wow. Jestem psychiczna.
-Widzę, że żarty też ci się trzymają- powiedział ze śmiechem Carl.
-Lepiej opowiedz co się działo jak mnie nie było. Od początku. Odkąd Louis mnie zabrał z dachu.
-Hmm...wciągnęliśmy Simona na górę razem z grupą ratowniczą. Natychmiastowa reanimacja i ogrzanie ciała. Wszystko działo się błyskawicznie. Zawieźliśmy nieprzytomną ciebie i Simona do szpitala. Przez kilka godzin trwały badania. Okropnie długie godziny.- przeczesał ręką włosy i kontynuował- Muszę powiedzieć, że twarda bestia z tego Simona. Połamał kilka żeber i rękę, wyziębił organizm, ale żyje.- Carl uśmiechnął się zakłopotany.- Jako tako, że masz zrytą psychikę. Przeszłaś to o wiele trudniej. 
-Dzięki- pociągnęłam nosem.
-Taka prawda, Kat. Żebyś uwierzyła w moje słowa możesz nawet zaraz odwiedzić Simona.
-Jest tutaj?!
-Jasne. Tylko czekaj, czekaj nie tak szybko. Nie możesz tak wstać najpierw coś zjedz.
***
  Nie było tak źle jak mogłoby się spodziewać. Trochę zakręciło się w głowie. Szczegół. 
-Gotowa?- spytał Carl przed drzwiami do sali. Siedziałam na wózku i patrzyłam na wszystko z dołu. Nie pozwolili mi iść samej. 
-Tak.- kiwnęłam głową. Carl powoli otworzył drzwi i moim oczom ukazało się dwa łóżka. Na jednym siedział chłopak ze złamaną nogą, a na drugim leżał Simon. Odwrócony do nas tyłem. 
-Cii, proszę nie budźcie go- wyszeptał chłopak.- Przed chwilą zasnął. 
Odepchnęłam się rękoma na wózku inwalidzkim i podjechałam do jego łóżka tak żebym widziała jego twarz. Musiał mieć niespokojny sen. Miał zmarszczone brwi i zaciśnięte usta. Poza tym wyglądał prawie tak samo. Nie licząc kilku siniaków. Przyglądałam się jego oczom i w pewnym momencie je otworzył. Przestraszyłam się i odepchnęło mną do tyłu. Szybko się pozbierałam.
-Cześć Simon- powiedziałam. 
-Simon? Kto to?- mruknął- A ty kim jesteś?
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Carla, który w najlepsze rozmawiał z chłopakiem obok. 
-Eee- zaczęłam zakłopotana. W moich oczach znowu zaczęły zbierać się łzy.
-Eej Katty...nie płacz- wyszeptał Simon wyciągając dłoń do mojej twarzy. /Zaraz, zaraz. Czy on powiedział "Katty"/
-Simooon?
-Dobra masz mnie! Żartowałem- uśmiechnął się- Wiesz jak mi tu brakuje żartów.
-Fkdncjd idiota- tylko tyle zdołałam wydusić. Simon ścisnął moją dłoń i znowu się uśmiechnął.
-Dziękuję. Za wszystko.- wyszeptał.
-Nigdy więcej tego nie rób.
***
  Pół godziny później musiałam wrócić do swojej sali. Wszystkie badania wyszły dobrze. Lekarz powiedział, że już jutro rano dostanę wypis ze szpitala. Czas dłużył się niemiłosiernie. Odkąd Carl sobie poszedł nikt do mnie nie zajrzał. Nuda, nuda, nuda. Nawet nie mogłam wstać. Zabronili mi się przemęczać, więc siedziałam i leżałam patrząc w okno. Kompletny brak zajęcia. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 
Obudziłam się następnego dnia rano. Akurat było śniadanie. Pozwolili mi wstać do stolika i zjeść. Moje pierwsze kroki od kilku dni. Hurra ja! Posiłek zjadłam ze smakiem. Nic mi już nie przeszkadzało. Wydaje mi się, że zbyt szybko dochodzę do siebie, ale lekarz.twierdzi, że wszystko jest w porządku. Nie będę się sprzeczać. Godzinę po śniadaniu dostałam wypis i zjawił si Carl. Zabrał kilka moich rzeczy, a później przyszedł po mnie.
-A Simon nie wraca?- zapytałam w drodze do samochodu.
-Jeszcze zostanie kilka dni na obserwację czy nic mu się w środku nie zrobiło i czy dobrze goją się żebra. Nie martw się wyjdzie z tego.
Wsiadłam na przód samochodu i zapięłam pasy. Pomyślałam co robiła reszta moich znajomych i raptem na coś wpadłam.
-Ktoś mnie jeszcze odwiedził jak byłam w stanie...psychicznym?- spytałam.
-Louis. Wyzwałaś go od kretynów i baranów.- powiedział jednym tchem.
-Serio?
-Nie.- uśmiechnął się- Ale Louis był u ciebie. Razem ze swoją mamą. 
-Jaki dzisiaj dzień tygodnia?
-Piątek.
-Okej to zdążę go złapać w szkole- powiedziałam pod nosem.
-O nie, nie. Masz odpoczywać. Jak coś to mogę go zawołać do twojego pokoju.
-No dobrze. Właśnie, co z Angie?
/Zupełnie wyleciała mi z głowy. Przecież miała mieć operację!/
-Trzyma się świetnie, ale operacja się nie udała- wyczułam smutek w głosie Carla. Czasami zastanawiam się czy Angela nie jest mu obojętna.- Jest jeszcze szansa. Tyle, że potrzeba dużo kasy. Ośrodek dołoży się, ale to i tak będzie za mało.
-Przydałaby się jakaś zbiórka- mruknęłam.
-Oo taak. Tylko jaka.
  Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Wysiadając z samochodu wpadłam na pomysł.
-Wiem! Urządzimy koncert. Może są jakieś ukryte talenty muzyczne?
-Dobra myśl.- zgodził się Carl.- Nate może coś zagra na gitarze. Jest świetny w tym co robi. Resztę się ogłosi.
-Ok. Pójdę do pokoju, a ty zawołaj Louisa.
-Poradzisz sobie?
-Jasne.
  Ruszyłam do schodów i z trudem się po nich wdrapałam. Jednak 3 dni bez ruchu robią swoje. Po drodze spotkałam Stevie. Minęła mnie bez słowa. Dziwne. Dotarłam do pokoju i rzuciłam się na łóżku. Sapałam jak koń po wyścigu. Brak kondycji, a to peszek. Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi. 
-Proszę- powiedziałam. W progu pojawił się Louis z rumieńcami. Pewnie biegł.
-Cześć Kat. Miło ciebie widzieć.
-Lou...ja, ja...dziękuję za wszystko.- wydukałam. Louis podszedł do mnie i przytulił. Staliśmy tak przez kilka minut. 
-No, no- cmoknęła zadowolona Angela- Czy ja dobrze czuję? Jest tu moja Katty i Louis?
Oderwaliśmy się od siebie zapominając, że Angie nie widzi. Rzuciłam się na nią tuląc ją mocno.
-Jak się czujesz?- wyszeptałam.
-Nnie mmmogę odychać- odepchnęła mnie i zaczęła się śmiać. Dobry nastrój udzielił się także mi. Lou spojrzał na nas rozbawiony.
-Pamiętasz jak chciałem z tobą pogadać?- spytał. Przypomniałam sobie pytanie na karteczce. Przytaknęłam.- Chciałem spytać czemu nie ma Angeli- uśmiechnął się, a ja martwiłam się, że to coś poważnego. Czułam się szczęśliwa. Wiedziałam, że Simon wróci jutro i będę mogła z nim pogadać.




Hej, hej. Kolejny rozdział za nami. Jest jaki jest, ale chyba dłuższy niż poprzedni c'nie?
Dzisiaj tylko jedno pytanie. Lepiej czyta się Wam jak są większe litery czy mniejsze?
Dziękuję za komentarze :3
Pozdrawiam Tia ;*

4 komentarze:

  1. Już myślałam, że uśmiercisz Simona XD Fajny rozdział i czekam nn. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak! Uśmiercić Simona?! Mojego ulubionego bohatera? :) Coś ty.
      Tia.

      Usuń
  2. Jejejee! Dopiero teraz przeczytałam i podoba mi się. Co rozdział mnie zaskakujesz dziewczyno...Czekam nn. Natalia ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj, dziękuję :> W czym ja tu Ciebie zaskakuje? Mi wydaje się, że to jest coraz nudniejsze i nie mam pojęcia co pisać. Brak weny. Tia :c

      Usuń

Skomentuj. Nie zajmie Ci to dużo czasu, a dla mnie to będzie motywacja :3
Dziękuję za każdy komentarz. I ten dobry i ten zły :)
Jeżeli chcesz żebym odwiedziła Twojego bloga zostaw link w zakładce "Spam!"