środa, 29 lipca 2015

LUDZIE, WRÓCIŁAM!

Witajcie!
Tytuł to żart. Domowariato zakończone i nie mogę do niego wrócić, 
mimo że dalej uwielbiam Simona
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale chciałam poinformować, że wróciłam do pisania.
Znajdziecie mnie na:
http://divinainfernum.blogspot.com/

Peaceheaven
,, Wojnę prowadzą Anioł z Demonem, o nasze dusze kłócą się. Z prawej strony Anioł wylewa łzy, z lewej Demon grzmi. Z tej kłótni burza powstaje, a nasze dusze wolne po niebie wędrują."

Zapraszam razem z Brave (moja kocha brewka ;3 )
Od teraz mówcie mi... Mvetta! 

sobota, 24 stycznia 2015

Twenty five "I co było dalej?"

  Cieszyłam się jak dziecko na myśl o wakacjach. Z uśmiechem odebrałam świadectwo i resztę dnia spędziłyśmy z Angelą na wspominaniu wspólnych chwil. Czekałyśmy na ten dzień z niecierpliwością. Chłopaki mają zagrać swój pierwszy koncert. Jednak Dyrektorka nie wyraziła zgody, aby grali w szkole. Carl załatwił lokal w mieście. Większość znajomych pojechała autobusami. Razem z Angelą zabrałyśmy się samochodem Louisa, który niedawno zrobił prawo jazdy.
- Dziewczyny! Ile można na was czekać? - warknął Lou kiedy tylko nas zobaczył. Stał oparty o samochód i nerwowo podrzucał kluczami.
- Też cię kochamy - odparła Angela. - Wyglądasz świetnie.
- Wy też niczego sobie - uśmiechnął się. Jedno zdanie wystarczyło żeby poprawić mu humor.
- Niczego sobie? Mógłbyś się bardziej postarać - powiedziałam, otwierając drzwi od strony pasażera.
- Nie mógłbym. Collarge by mnie zabił - mruknął, zajmując miejsce za kierownicą.
- Oj nie przesadzaj - zaśmiałam się.
- Nie przesadzam - powiedział Lou całkiem poważny. Włożył kluczyk do stacyjki i z cichym pomrukiem silnik obudził się do życia. Kiedy wyjechał za teren ośrodka włączył radio. Widziałam jak jego ramiona całkowicie się odprężyły.
- Jeśli przez was się spóźnię na p i e r w s z y koncert - powiedział z naciskiem - to ... to nie wiem co zrobię.
- Nie denerwuj się - poradziła Angela.
- Jasne - mruknął. Na szybie pojawiły się pierwsze krople deszczu. - Świetnie. Jeszcze tego brakowało.
Jechaliśmy w ciszy, kiedy w radiu zapowiedzieli koncert chłopaków.
- Udało się! - krzyknęła Angie. - Audycja na żywo. Będziecie w radiu.
Zaczęliśmy cieszyć się i przekrzykiwać siebie nawzajem. W ostatniej chwili zauważyłam zwierze  na drodze.
- Uważaj! - wrzasnęłam jednocześnie z Angelą. Lou machał kierownicą na wszystkie strony. Kiedy udało mu się zapanować nad samochodem, odetchnęliśmy z ulgą. Spojrzeliśmy na siebie przerażonym wzrokiem.
- Wszystko w porządku? - odezwał się Lou.
- Tak - mruknęłam, pocierając obolałe ramie.
- Co to było? - zapytała Angela drżącym głosem.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam. Louis wysiadł z samochodu i przeszedł kilka kroków dalej. Obejrzał samochód. Wzruszył ramionami po czym wsiadł do środka.
- Jedziemy? - zapytał.
- A nie trzeba gdzieś tego zgłosić?
- Angie, nic się nie stało. - Odpalił silnik i wyjechał na drogę.
- Dobrze, że nikt nie jechał - powiedziałam.
 
***

  Tańczyłam pod sceną i piszczałam jak głupiutka nastolatka na koncercie swoich idoli. Wszyscy się świetnie bawili. Coś czuję, że chłopaki zrobią karierę.
Do mikrofonu podszedł Nathaniel.
- Mógłbym prosić o ciszę? - zaczął. - Dziękuję wszystkim za przybycie to dla nas bardzo ważne. Jednak na sali znajduje się osoba bez której nie bylibyśmy zespołem. Angela, mogłabyś? - spytał. Wyciągnął ją na scenę. Szepnął jej coś na ucho i podał mikrofon.
- Dobry wieczór. - W głośnikach odbił się jej delikatny głos. -  Jestem Angela Morris. Jak pewnie niektórzy wiedzą, jeszcze kilka miesięcy temu byłam niewidoma. Przeszłam mnóstwo operacji i w końcu się udało. Z tego miejsca chciałabym podziękować wszystkim ludziom, którzy wspomogli mnie w trudnych chwilach. Dziękuje całym sercem. - Angela oddała mikrofon Carlowi, który objął ją jednym ramieniem i powiedział
- Zebrane fundusze z dzisiejszego koncertu przekażemy potrzebującym.
Rozległy się brawa. Przecisnęłam się przez tłum i zaszłam na tył sceny. W tym momencie Angela stanęła obok Louis'a. Carl podał mi mikrofon i z bijący sercem wyszłam na scenę, stając obok Nate'a. Jena usiadła na stołku, stawiając przed sobą kontrabas. Carl spojrzał na nas z nad klawiszy. Kiwnęliśmy do siebie głową
- Say something, I'm giving up on you
I'll be the one, if you want me to
Anywhere, I would've followed you
Say something, I'm giving up on you
- zaczęła śpiewać Angie, a reszta robiła z chórek. Nathaniel wybijał się po Angeli. Wszystko szło tak jak na próbach.W którymś momencie dołączył do nas Simon...
- I co było dalej? - zapytał dziecięcy głosik.
- Skończyliśmy śpiewać piosenkę. Wszystko ucichło. Pamiętam to doskonale. Dostaliśmy owacje na stojąco - otarłam spływającą łzę. Poczułam silne ramię obejmujące moje pulchne ciało.
- Wasza mama zawsze się przy tym wzrusza - szepnął. Odwróciłam głowę i pocałowałam Nathaniela w usta.
- Och, mamoo! - krzyknęła dwójka dzieci siedząca przed nami na dywanie. - Nie przy dzieciach!
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Ten tutaj się nie sprzeciwia - wskazałam na okrągły brzuszek. Nate czule pogłaskał nasze nienarodzone maleństwo.
- Dobrze - klasnął w dłonie. - Connor, Carolinne... idziemy do łóżka. Bez żadnych sprzeciwów - zagroził palcem. - Bo te paluszki wiecie co potrafią? Gili, gili - powoli zbliżył się do nich. Dzieci ze śmiechem pobiegły po schodach na górę.
- Zaraz wracam, kochanie - powiedział Nate i cmoknął mnie w policzek. Uśmiechnęłam się przekładając kartkę w albumie. Zdjęcie przedstawiało naszą siódemkę po koncercie. Na kolejnym widniała ślubna fotografia. Moja i Nathaniela. Przerzuciłam kartkę. Dwójka naszych brzdąców. Sześcioletnia Carolinne i starszy o dwa lata Connor.
Raptownie złapałam się za brzuch, czując skurcz w dole. Spojrzałam na fotel, w którym siedziałam. Mokry.
- Nathaniel! - krzyknęłam. - Mały Collarge pcha się na świat!

-



Witam Was serdecznie :)
Przepraszam za nieobecność.
Długo mi zajęło napisanie tego rozdziału. Nie potrafiłam pisać z myślą, że to już koniec. Po dwóch latach żegnam się z moim bohaterami :c
Smutno mi, ale tak trzeba. Kiedyś musiało to nastąpić.

Na koniec dziękuję Wam, że czytaliście i komentowaliście. 
Z uśmiechem wspominam Wasze miłe słowa.
Jeszcze raz dziękuję ;*

Miło było jeśli każdy kto przeczytał skomentował ten rozdział :)

Pozdrawiam - Normalna ;*


sobota, 6 grudnia 2014

Twenty four "Simon, wiesz jak Ciebie lubię?"


~Katherine~

  Zapukałam do jego drzwi i czekałam aż mi otworzy. Kiedy straciłam cierpliwość, uniosłam pięść żeby zapukać jeszcze raz, a wtedy drzwi się otworzyły. Chłopak stał bez koszulki, miał włosy w nieładzie i zaspane oczy. Muszę przyznać, że wyglądał uroczo. Zachęcił mnie gestem ręki, abym weszła. Tak też zrobiłam. Chłopak zamknął za mną drzwi. Rozejrzał się po pokoju i podniósł z komody koszulkę, którą na siebie narzucił. Przetarł oczy po czym usiadł na swoim łóżku.
  Pamiętam pierwszy raz kiedy tu byłam. Siedziałam w tym samym miejscu, tyle że wtedy od razu zasnęłam po niezapomnianej imprezie i zwisaniu z balkonu.
- Nie wiem od czego zacząć - przyznałam. Minęło kolejne kilka minut ciszy. - Powiedz coś.
- Coś - powiedział z westchnieniem. Przewróciłam oczami, ledwo opanowując wybuch złości. - No co? - zapytał.
- Jesteś na mnie zły. Prawda czy fałsz? - Fałsz. Denerwujesz się. Prawda czy fałsz?
- F-fałsz - zająknęłam się i westchnęłam. Nate spojrzał na mnie, uśmiechając się pod nosem. Przygryzłam policzek. - Lubisz mnie?
- Kate... - Nate usiadł obok mnie. - Katherine Evans ja nie tylko ciebie lubię - powiedział, delikatnie dotykając mojego policzka. Zmusił mnie, abym spojrzała w jego stronę. - To co powiedziałem wcześniej, to prawda. Kocham cię.
  Patrzyłam w jego ciemne oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Całkowicie odebrało mi mowę. Nate uśmiechnął się na widok mojej zakłopotanej twarzy. Jednak za chwilę spoważniał  i ostrożnie nachylił się. Przypomniał mi się mój sen, w końcu miał się spełnić. Chciałam tego.
- Siema star... Oops! Przepraszam. - Odskoczyliśmy od siebie. Do pokoju z hukiem wpadł jakiś chłopak. Dopiero po chwili rozpoznałam Amos'a, jednego z tych "uroczych" bliźniaków.
- Co jest? - spytał Nate.
- Jesteś potrzebny, ale spoko. Mogę im powiedzieć, że jesteś zajęty - wyrzucił jednym tchem.
- Nie trzeba - rzuciłam. - Ja wychodzę. Zobaczymy się później? - spojrzałam na Nate'a.
- Jasne, znajdę cię.
Minęłam w drzwiach Amos'a i wyszłam na korytarz, czym prędzej kierując się schodami w dół.

~Simon~

  Leżałem pod drzewem, wpatrując się w niebo. Często zdarzało mi przychodzić tu i oglądać kształty chmur. Wtedy po raz pierwszy zadałem sobie pytanie: "po co żyć?".
  Nawet jeśli myślimy, że nic nie robimy, to zawsze wykonujemy jakąś czynność, na przykład oddychamy.
Oddychamy po to, by żyć. W takim razie po co żyjemy? Skoro na tym świecie nie ma zrozumienia dla takich ludzi jak ja? Często nad tym myślałem. Pamiętam kiedy zapytałem o to Jene. Był piękny, słoneczny dzień. Wybraliśmy się na spacer.
- Widzisz te ptaki? - spytała Jena. Potwierdziłem skinięciem głowy. - Są bez sensu.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Latają w kółko i bez celu, a na zimę znowu wylecą do ciepłych krajów.
- To nie znaczy, że są bez sensu. Każda rzecz na tym świecie ma sens.
- Od kiedy zrobiłeś się taki mądry? - prychnęła Jena.
- Człowiek do pewnego czasu jest nieświadomy swojej mądrości. Przemyślałem to i owo.
- Bez sensu - mruknęła dziewczyna, wpatrując się przed siebie.
- A oddychanie ma sens?
- No tak.
- To po co oddychamy?
- Żeby żyć.
- A po co żyjemy? - spytałem, zatrzymując się. Staliśmy teraz twarzą w twarz. Jena zastanawiała nad odpowiedzią.
- Po to, żeby osiągnąć coś w życiu... ugh! Daj mi spokój, nie mam ochoty na takie rozmowy - warknęła. - Filozof się znalazł - rzuciła na odchodne.
  Wtedy zrozumiałem, że Jena nie jest odpowiednia. Ona mnie nie rozumie. Dlatego nie przejąłem się zbytnio końcem naszego związku. Jasne, było mi smutno, ponieważ przeżyliśmy razem kilka wspaniałych chwil.
Odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem i podniosłem się z ziemi. Otrzepałem bluzę oraz spodnie. Postanowiłem zacząć życie od nowa, skoro znam już odpowiedź na swoje pytanie.

~Katherine~

  Nie mogłam usiedzieć w swoim pokoju, więc poszłam do świetlicy, gdzie kilka osób oglądało jakąś komedię. Przysiadłam się do nich i zaczęłam oglądać. Niby patrzyłam w ekran, ale jednak myśli krążyły gdzie indziej. Nie umiałam się skupić na tak durnej fabule filmu, więc w końcu dałam za wygraną i stamtąd wyszłam.  

***

  Rano obudziła mnie Angela. Zaspałyśmy do szkoły. W pośpiechu dotarłyśmy na lekcje.
- Spóźnienie - powiedziała ostro historyczka na nasz widok. - Siadać.
Posłusznie zajęłyśmy wolne miejsca. Mi przypadło obok Simona, a Angie usiadła koło jednej dziewczyny. Wyciągnęłam zeszyt i oparłam się o oparcie krzesła. Przez chwilę słuchałam jak historyczka nawija o wojnie, ale myśli powoli zaczęły odpływać w stronę Nate'a. Tak minęło mi większość lekcji. Na wychowaniu fizycznym wyszliśmy na zewnątrz, pani kazała nam biegać dookoła szkoły i internatu. Męczarnia.
- Hej Kat! - usłyszałam za sobą. Za chwilę bieg wyrównał Simon. - Ploteczki chodzą o tobie.
- Serio, znowu? - Pokręciłam głową, zaciskając dłoń w pięść.
- Isabel coś tam gadała.
- Dostanie za swoje - warknęłam.
- Nie mam pojęcia co jej to daje.
- Simon, wiesz jak ciebie lubię? - spytałam, wpadając na genialny pomysł. - Przy szkole jest kranik. Wszyscy po biegu idą tam się napić. Mógłbyś coś zrobić Gwiazdeczkom?
Simon zamyślił się przez chwilę i pokiwał głową.
- Do zobaczenia na miejscu! - krzyknął przyspieszając bieg.
Dobiegłam na miejsce i zatrzymałam się pod ścianą. Chwilę później dołączyła do mnie Angela.
- Zabiję ją kiedyś - wysapała.
- Kondycha ci siadła? - zaśmiałam się.
- Ha ha zabawne. Wiesz, że nie biegałam.
- Dobra cii. Patrz - powiedziałam i kiwnęłam w stronę kranu z wodą. Isabel z jedną ze swoich nieodłącznych przyjaciółek, podeszła do miejsca  kranem. Simon odszedł jak gdyby nigdy nic. Gwiazdeczka wachlowała się dłonią, a Isabel odkręciła kurek. Przez chwilę nic się nie działo, a potem kran eksplodował i woda tryskała we wszystkie strony, oblewając na około inne osoby. Isabel zrobiła się bardziej czerwona i piszczała jakby zobaczyła mysz. Angie nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Mogłam to nagrać. Miałabym ubaw w najgorsze dni. Niezapomniany widok.












Rozdział jest jaki jest, ale nie potrafię napisać czegoś lepszego. Tylko nie zabijcie mnie za to :c

A Wy jak byście odpowiedzieli na pytanie Simona?
N ;*

piątek, 21 listopada 2014

Zwiastun *.*

Hej, hej, hej! :)
Dziękuję bardzo Liv za wykonanie zwiastunu, jest śliczny <3
Miałam go tu wstawić razem z rozdziałem, ale nie wyszło :c Pisanie mi idzie baaardzo wolno...

Dziękuję za komentarze pod rozdziałem :)
Normalna ;*


piątek, 31 października 2014

Twenty three "Kocham cię, wiesz?"

    Koniec roku zbliża się wielkimi krokami. Nie moge się doczekać aż nadejdzie ten dzień.
- Katherinko! - zawołała Angela wbiegając do pokoju. - Zebranie jest.
- Dobra - mruknęłam. Po chwili wstałam z łóżka i poszłam za Angelą. Kiedy schodziłyśmy do piwnicy, dziewczyna pacnęła się ręką w czoło.
- Zapomniałam! - wykrzyknęła Angie zawracając na górę. - Idź.
Wzruszyłam ramionami. Otworzyłam drzwi do twierdzy i weszłam do środka. Na kanapie siedział Nathaniel.
- Cześć - powiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie zmęczonymi oczami. Wstał i ustał przede mną.
- Kat - szepnął. - Cześć... Kocham cię, wiesz?
- C-co? - zająknęłam się. W tym samym czasie Nathan nachylił się i delikatnie musnął mnie w policzek po czym wyszeptał:
- Zastanów się.
 Odsunął się i odszedł wolnym krokiem, zostawiając mnie samą z myślami. Dotknęłam ciepłego policzka. W głowie miałam totalny kataklizm. Opadłam ciężko na kanapę. Wszyscy to widzieli tylko nie ja. Westchnęłam ciężko, chowając twarz w dłoniach.
- Głupia ja - warknęłam, uderzając pięścią w kanapę. Czułam przyjemny ucisk w brzuchu kiedy Nate był dla mnie miły, ale nie sądziłam, że on myśli o mnie w inny sposób.
- To jakiś żart - mruknęłam pod nosem. Nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam znaleźć Nate'a i z nim porozmawiać. W końcu.

~Angela~

  Nate ciągle marudził, że nigdy nie może zostać z Katherine sam na sam. Proszę bardzo. Żadnego spotkania z Carlem nie było. Wymyśliłam to. Mam nadzieję, że sobie pogadali.
Zapukałam cztery razy w drzwi. Po drugiej stronie odezwał się głos Carla. Weszłam do środka i upewniłam się czy nikogo nie ma po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Cześć, Słonko. - Carl wstał i mocno mnie przytulił. Mogłabym zostać wiecznie w jego ramionach. - Coś się stało?
- Tak.
- Co jest? - zapytał zaniepokojony, spoglądając mi w oczy.
- Stęskniłam się - powiedziałam z delikatnym uśmieszkiem.
- Zaczynałem się martwić - wymruczał, zbliżając się do mojej twarzy.
- Nie potrzebnie.
Carl uśmiechnął się i złączył nasze usta pocałunkiem.
- Kocham cię, wiesz?
- Całym serduszkiem? - spytałam, patrząc w jego szare oczy.
- Całym - uśmiechnął się.
- Mmm słodko - zachichotałam i wyswobodziłam się z uścisku. Carl usiadł za biurkiem.
- Słon... - Carl zaciął się na moment. - Słodzę dwie łyżeczki.
Zmarszczyłam brwi i zerknęłam za siebie. Przy drzwiach stała Brenda Popkins, dyrektorka.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do niej. Wredna jędza, pukać jej nie nauczyli? -Zaraz przyniose ci kawę - zwróciłam się do Carla.
- Albo nie, nie. Nie rób.
- No dobrze. To ja już sobie pójdę - mruknęłam. - Do widzenia.
Zanim zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam głos Brendy.
- Angela Morris? Po co ona tu była?
Wiem, że nie ładnie podsłuchiwać, ale nie mogłam się powstrzymać i przybliżyłam głowę do zamkniętych drzwi.
- Jestem tu dyrektorem wydziału, to prawda, ale to moja podopieczna. Może tu przychodzić kiedy chce i nic ci do tego.
- Zawsze ci mówiłam, że za bardzo przywiązujesz się do ludzi. Oni prędzej czy później stąd wyjdą i wylądują na ulicy.
- Oj tam, gadasz głupoty. No dobrze skończmy ten temat i przejdź do rzeczy...
Cieszę się, że należę do jego grupy. Nie chciałabym być w innej. Od dawna wiedziałam, że Brenda jest fałszywa i tylko udaje miłą.
Odsunęłam się od drzwi i ruszyłam w stronę pokoju.
- Morris! - Jena szła szybkim krokiem prosto na mnie. - Widziałaś Simona?
- Nie - powiedziałam nieco zmieszana jej widokiem. Dawno nie była w takim stanie. - Coś się stało? Wyglądasz na zaniepokojoną.
- Nie widziałam go od rana. Szukałam chyba wszędzie.
- Byłaś na dachu? Lubi tam przesiadywać.
- Na prawdę? - Jena zmarszczyła brwi. - Nie wiedziałam. To ja lecę. Dzięki!
Oj, dziewczyno...jeszcze wiele rzeczy o nim nie wiesz. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Schowałam głowę pod poduszkę. Straszne nudy. Ciągle to samo. Chciałabym coś zmienić.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i szuranie butów po podłodze. Chwilę później poczułam jak ugina się materac koło moich nóg. Wyjrzałam z pod poduszki.
- Simon, co ty tu robisz? - spytałam zaskoczona. Chłopak westchnął, przeczesując palcami grzywkę. - Jena ciebie szukała - dodałam.
- Wiem - mruknął. - Przytulisz mnie? - spytał ze spuszczonym wzrokiem. Przysunęłam się do niego i objęłam bez słowa. - Jena ze mną zerwała - wyszeptał.
- C-co? - odsunęłam się od niego zaskoczona. - Jak to?
- Normalnie - westchnął. - Wykrzyczała, że z nami koniec.
- I nie podała powodu?
- Widziała jak siedzę z Kate na dachu, przytulałem ją, ale to nic dla mnie nie znaczy. Jestem jej przyjacielem! Jednak ona nie chciała mnie słuchać i wyszło jak wyszło.
- Musicie to sobie wyjaśnić - powiedziałam spokojnie.
- Po co? - spytał zaskoczony. - To chyba nawet dobrze się stało. Nie układało się nam. Wyśmiewała moje zachowanie...ja potrzebuję takiej osoby, która mnie zrozumie i zaakceptuje takiego jaki jestem. Tak jak Kate.
- Ej, ty chyba się nie zakochałeś w Katherine? - rzuciłam całkiem poważnie. Simon spojrzał się na mnie i zaczął się śmiać. Tak po prostu! Zdjął okulary i przetarł spływające łzy. Poklepał mnie po ramieniu i dalej się śmiejąc, wyszedł z pokoju.
- To tak czy nie?! - krzyknęłam za nim. No hej! Nie poznałam odpowiedzi. A jeśli Simon kocha Kate...? Niee, to niemożliwe.

~Katherine~

  No to kicha.
Jena nas widziała. To nie moja wina, że tak się stało. Potrzebowałam wsparcia. Do Angie nie mogłam iść, bo ona była w zmowie z Nathan'em. Został mi tylko Simon. Ufałam mu odkąd go poznałam. Cieszę się, że mogłam z nim porozmawiać. Dzięki niemu poczułam się lepiej.
Teraz wiem, że go kocham.



Siemandeeroo! :)
Jak tam wrażenia po przeczytaniu?
 Jaa jestem troszeczkę smutna
 i zawiedziona, że tak mało osób komentuje. Co robię źle? :c 
N ;*

wtorek, 16 września 2014

Twenty two "Proste? Proste."

  Niebo. Gwiazdy. Koc i on.
Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Katty - wymruczał.
- Tak? - szepnęłam wpatrując się w jego oczy.
- Co ty ze mną robisz? - spytał dalej mając uśmiech na twarzy.
- Jaa? Niiicz - zaśmiałam się.
- Cii - uciszył mnie chłopak. - Słyszysz?
Rozejrzałam się po otoczeniu. Cisza jak zwykle o tej porze.
- Nic nie słyszałam - powiedziałam zdziwiona. Odwróciłam głowę w jego stronę. Nie sądziłam, że jest tak blisko mojej twarzy. Ostrożnie pocałował mnie w nos. Zachichotałam jak głupia. Chłopak zbliżył się do moich ust, a wtedy... wtedy się obudziłam. Zawsze! Ale to zawsze kończy się w takim momencie.
Zrzuciłam kołdrę na ziemię i zsunęłam nogi z łóżka. Zła na siebie, że kolejny raz uwierzyłam w sen, poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro zaspanymi oczami.
- Wyglądam jak zombie - wymruczałam do siebie.
- Marudzisz - ziewnęła Stevie zjawiając się obok mnie.
- Łoo dziewczyno! Gdzieś ty była? - spytałam zszokowana na widok jej rozmazanego makijażu na całej twarzy.
- Na imprezie - warknęła. - Ja i moi przyjaciele - czknęła głośno. - Wóda i papierosy. Byłooo zajeeefajnie. 
- Rany, Stevie. Lecisz na dno.
- Dzięki. Wiesz jak pocieszyć człowieka.
- Co się stało? - spytałam nieco zmieniając ton głosu.
- Nie tutaj - powiedziała machając ręką. - Chodź.
Miałam inny wybór? Poszłam za nią. Doszłyśmy na dach ośrodka. Ten sam, z którego skoczył Simon.
Stevie usiadła pod jedną ze skalnych bloczków. Otworzyła metalowe drzwiczki i wyciągnęła paczkę fajek.
- Chcesz? - spytała zauważając, że się jej przyglądam. Pokręciłam przecząco głową. Usiadłam obok niej.
- Drake mnie rzucił, a razem z nim opuściła mnie reszta - zaczęła dziewczyna. Odpaliła papierosa. - Wiesz jakie to uczucie? Beznadziejne. Myślisz, że masz wspaniałego, kochanego chłopaka i niezastąpionych znajomych aż tu nagle jedna wiadomość i ciebie odrzucają. Co tam, że nawet nie chodzi o mnie. Rozumiesz?! Straciłam wszystko. Dowiedzieli się prawdy. Nie jestem bogata jak oni. Nie mam ojca prawnika, matki, która ma własną firmę, ani domu z basenem. Mieszkam tu, bo moja matka jest pijaczką, a ojciec nieznany.
Stevie ucichła. Spojrzałam na nią niedowierzająco w to co słyszę.
- Jak ci się udało wkręcić sztywniaków ze szkoły? Myślałam, że wiedzą o tobie.
- Kat, kłamałam. Chciałam poczuć się jak oni. Poznałam Drake'a i resztę rozpieszczonych bogaczy... chciałam być jak oni.
Spojrzałam na dziewczynę. Patrzyła prosto przed siebie, a po policzkach spływały jej łzy. Przyciągnęłam ją do siebie. Wtuliła się mocno.
- Powiedz... chociaż warto było? - spytałam po chwili.
- Warto - chlipnęła. - Proszę, nic nie mów. Chciałam się wygadać i tyle.
- Okej - szepnęłam.

***

  Przy śniadaniu usiadłam przy moim stoliku. Mieszałam kaszę bez celu. Chwilę później przysiadła się Angela z Jeną.
- Hej Katherine - powiedziała Jena. - Może sałatki?
- Kasza jest okropna - przyznała Angela.
- Wcale nie - zaprzeczyłam. - Jest pyszna. Po prostu nie mam apetytu.
Zaczęłyśmy rozmawiać o tym jak możemy spędzić nadchodzące wakacje.
- Cześć! Słońce ty moje! - krzyknął wesoło Simon podchodząc z tacą kanapek. Dał Jenie buziaka w policzek i usiadł. - Naaate! Siad.
Nawet nie zauważyłam jak stoi niepewnie się rozglądając po sali.
- Chodź - powiedziała z uśmiechem Angela.
- Collarge, siadaj bo ci nakopie. Przerwałeś nam jedzenie - warknęła Jena pociągając go za rękaw.
- Soo... what's up? - rzucił Simon. - O czym rozmawiałyście?
- O wakacjach - odezwałam się.
- Spędzimy je na luksusowym jachcie! - rozmarzył się Simon. - Będziemy świetnie się bawić, a w wolnej chwili po leżakuję z moją Jeną.
- Marzenia - prychnęła dziewczyna, ale za chwilę dała mu całusa.
-  A ja chciałabym pracować - powiedziała Angela. - W jakiejś restauracji... albo może być kawiarenka.
- Szalona - podsumowałam z uśmiechem.
- No co? Wiecznie nie będziemy tu mieszkać. Chciałabym powoli zarabiać na wynajem mieszkania.
- Angie ma rację - odezwał się Nate. - Dobrze by było poszukać pracy. Nie możemy żyć wieczną zabawą.
- Poza tym to nasz ostatni rok w szkole obok - dodała Jena. - Wybieramy sobie zajęcia w jakimś zawodzie, a potem... kto wie.
- Potem dalsze kształcenia. Dodatkowe uczenie albo praca - pokiwał głową Nate głęboko się zastanawiając. - Kto jedzie dzisiaj na miasto? - zapytał z uśmiechem.
- Nie wypuszczą - powiedziała Jena.
- Co kombinujesz? - spytałam w tym samym czasie.
- Angela i Kat były u mnie w szpitalu. Carl nam ufa. Wezmę gitarę... trochę pogramy w parku.
- Ja mogę skrzypce - zgodziła się Jena. - Ostatnio trochę ćwiczyłam, a raczej przypominałam dawne lekcje - mrugnęła do nas oczkiem.
- Nie zabiorę perkusji - skrzywił się Simon.
- Angie pośpiewa, a ja jestem do niczego - powiedziałam.
- Coś wymyślimy - stwierdził Nate wstając od stołu. - No dalej! Jest sobota. Ruszamy w trasę.

***

  Carl się nie zgodził. Zmarnowani wyszliśmy na zewnątrz.
- Usiądźmy gdzieś tam - wskazała Jena palcem. Bez sprzeciwu ruszyliśmy za budynek i usiedliśmy pod jednym z drzew.
- I co zrobimy z resztą dnia? - spytał Simon.
- Zaraz wrócę - powiedział Nate.
- Gdzie on poszedł? - zdziwiłam się. Reszta wzruszyła ramionami. 
Nudzi mnie takie życie. Co prawda nie mamy żadnych obowiązków, nie musimy się o nic martwić. Wystarczy, że jesteśmy grzeczni i chodzimy do szkoły, a co z wakacjami? Każdy dzień będzie tak wyglądał? Jesteśmy prawie dorośli... powinni nas wypuścić do miasta, ale nie. Musimy tu być.
- Jak myślicie - odezwałam się - wyrzuciliby mnie z ośrodka jakbym stąd uciekła?
- Co ty gadasz? - rzuciła Angela. Leżała wsparta na łokciach z twarzą wystawioną na słońce.
- Mam dość życia tutaj - powiedziałam spokojna. Przejechałam dłonią po koniecznie. Zerwałam jedną i przyjrzałam się. - Patrzcie! Czterolistna konieczna. To znak - ucieszyłam się.
- Jasne - mruknęła Jena.
- Ale Kat dobrze myśli. Też chciałbym mieszkać we własnym mieszkaniu, mieć prawo jazdy, samochód, własne życie po prostu - westchnął Simon.
- A do tego praca, bo musisz mieć pieniądze na te mieszkanie, prawko, samochód, jedzenie i na inne wydatki - zgasiła go Jena. - Myśl realnie. Życie jest trudne i wymagające.
- Jena ma rację - poparła ją Angela. - Tu mamy wszystko.
- Prawie wszystko - dodałam.
- Oj tam - machnęła ręką Angie.
- Nie ma "oj tam", tak jest. Nie mamy tutaj wszystkiego - mruknęłam. - Chciałabym wyjść na swoje. Oo, idzie Nate i ma towarzystwo.
Chłopak szedł na przodzie wraz z innymi.
- Pomyślałem, że możemy pośpiewać, ale wpadłem na nich - powiedział wskazując znajomych z ośrodka.
- Szliśmy się bawić - wyjaśniła jedna z dziewczyn.
- W co? - zaśmiał się Simon. - W ciuciubabkę?
- Nawet - potwierdziła inna osoba. - Okropne nudy.
- To jest Simon - powiedział Nate - Jena, Angela i Katty. Mnie znacie.
- A ja jestem Maddy - pisnęła blondynka. - To moja siostra bliźniaczka Maya - wskazała dziewczynę obok.
- Cześć - mruknęła związując włosy w wysoki kucyk.
- To Stefano i Amos, też są bliźniakami - uśmiechnęła się Maddy. Spojrzałam na nich. Jedynie różnili się kolorem włosów.
- Który to który? - zagadnęłam. - Nie ułatwiacie zadania ubierając się tak samo.
- Amos jest zły - mruknął chłopak.
- Stefano jest zły - powiedział w tym samym czasie jego brat.
- Obaj to aniołki - dodała Maya swoim grobowym tonem.
- Ehe oczywiście - powiedziała Jena. - Już was lubię - uśmiechnęła się.
Mogę teraz ocenić, że Jena świetnie by do nich pasowała. Mimo swoich słodkich uśmiechów, mają czarne charakterki... oprócz Maddy, ona wydaje się słodka, lecz pozory mogą mylić.
- To co robimy? - zapytała Angela.
- Ciuciubabka! - krzyknął Simon. - Na sygnały. - Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Jedna osoba ma zawiązane oczy i szuka. Kiedy nie może na nikogo trafić, prosi o sygnał. Wtedy najbliższa osoba klaszcze dwa razy. Proste? Proste.


Tralala ;3
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wiele dla mnie znaczą! :)
Będę pisała, ale rozdziały  będą pojawiać się rzadziej...
Mimo braku weny oraz czasu napisałam taki oto rozdział. Jest jaki jest, ale ważne, że jest ;)
Mam nadzieje, że akcja w późniejszych rozdziałach będzie o wiele lepsza.
Pozdrawiam Normalna

piątek, 1 sierpnia 2014

Tweny one "Nathan zwariował i trafił do psychiatryka."




  Kilka dni temu opuściłam szpital. Nic poważnego mi się nie stało. Nie licząc siniaka. Jednak Nate uważa co innego. Wmawia sobie, że zagraża życie innym. Poszperałam, popytałam i okazało się co Nate ukrywał. Był pod ciągłą obserwacją przez cały czas. Miał bardzo trudne dzieciństwo, co wyryło się na jego psychikę. Nie umie zapanować nad gniewem. Z czym się nie zgadzam, bo przez cały mój pobyt w Domu Dziecka widziałam jego trzy wybuchy złości. Za pierwszym i drugim razem do niczego poważnego nie doszło,  lecz teraz Nate nie może sobie wybaczyć uderzenia dziewczyny. Nie wiem co stało się Isabell, ale chodzą plotki, że spędza całe dnie w pokoju przez jej obrażenia. Co jej się stało? Nie mam pojęcia, ale za bardzo wyolbrzymia sprawę. Nate nie mógł jej uderzyć. To jakiś absurd.
Jednak następnego dnia, kiedy szłam do fortecy na śniadanie, zauważyłam ją i jej trzy przyjaciółki. Na jej twarzy nie było żadnego widocznego obrażenia.
- Hej Katherine! - usłyszałam za sobą głos w drodze do szkoły. Odwróciłam się i ujrzałam Angelę w towarzystwie Sarah. Pamiętam ją, to ona pomagała Angie kiedy była niewidoma.
- Cześć Sarah, cześć Morris - przywitałam się z uśmiechem.
- Nie zaczekałaś na mnie - powiedziała Angela. - I nie mów do mnie po nazwisku.
- Em słyszałam, że Nathan zwariował i trafił do psychiatryka - rzuciła Sarah.
- Źle słyszałaś - mruknęłam. - Nie powinnaś słuchać tego co mówią ludzie. Szczególnie w tym miejscu.
- No dobrze, spokojnie... wariatka - ściszyła głos przy ostatnim słowie. Odetchnęłam kilka razy, aby się uspokoić.
- Sarah jesteś okropna - odezwała się Angela. - Cześć. Chodź Kate. - Dziewczyna wzięła mnie pod ramię i poszłyśmy w stronę szkoły.
- Nie Angie... ja tam nie wytrzymam. Muszę do niego jechać - powiedziałam przy samym wejściu.
- Pojadę z tobą, ok? - Pokiwałam głową. Zawróciłyśmy i szybkim krokiem udałyśmy się do gabinetu Carla.
- Dziewczyny, nie mogę was puścić samych - sprzeciwił się kiedy tylko spytałyśmy o pozwolenie.
- Simon z nami pojedzie - powiedziała Angela, a za chwilę dodała - Jednak nie... już lepiej żebyśmy jechały same.
- Może wpłyniemy jakoś na Nate'a i będzie mógł wrócić? - spytałam szeptem. Carl potarł zmęczone oczy. Przez dłuższą chwilę się zastanawiał.
- Nic nam się nie stanie - prosiła Angie.
- Dobrze... zaraz dam wam bilety. Tylko macie wrócić na obiad - zastrzegł patrząc na nas uważnie. Angela pochyliła się nad biurkiem i dała mu buziaka w policzek.
- Dzięki - rzuciła. Carl w odpowiedzi się uśmiechnął. Odwrócił się krzesłem do szafek. Otworzył jedną z nich i podał nam dwa bilety.
- Za 15 minut będzie autobus. Tu macie jeszcze klucz do bramy.
- Dziękuję Carl - odezwałam się stojąc w drzwiach.
- Przekonaj go - powiedział Carl. - Uważajcie na siebie.
Poszłyśmy do pokoju, szybko się przebrałyśmy z mundurka.
- Jestem taka podekscytowana jazdą autobusem - pisnęła Angie na schodach. - Dawno nie jeździłam sama.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Zastanawiałam się co mu powiedzieć. Jak dobrać słowa...a jeżeli wszystko pójdzie nie tak?
Zanim się obejrzałam podjechał autobus. Był prawie pusty, więc mogłyśmy zając miejsca jakie tylko nam się podoba.
- Co mu powiesz? - spytała Angela wyrywając mnie zzamyśleń.
- Nie wiem - przyznałam. Postanowiłyśmy, że wejdziemy tam  razem, a później zobaczymy...

***

  Angela bywała tu tyle razy, że bez problemu trafiłyśmy do szpitala. Podeszłyśmy do wielkiej tablicy, na której wypisane były na jakim piętrze znajdują się poszczególne oddziały. Musiałyśmy wejść na drugie piętro. Tam spytałyśmy się pielęgniarki gdzie leży Nate.
- Pokój numer 34 - odpowiedziała. - Jesteście znajomymi Nathaniela?
- Przyjaciółmi - powiedziała spokojnie Angela.
- Z ośrodka Angory?
- Tak - przytaknęłam.
- Może uda się wam wyciągnąć go na świeże powietrze? W ogóle nie chce wychodzić. Jednak dzisiaj zmusiliśmy go do umycia i przebrania w czyste ubrania. To już coś. Chodźcie ze mną.
Tak, więc ruszyłyśmy za przemiłą panią do jego pokoju.
- Nathaniel - odezwała się pielęgniarka. - Masz gości.
- Nie do mnie - mruknął. Pielęgniarka zachęciła nas gestem żebyśmy weszły. - Carl powiedział, że przyjedzie za kilka dni, a był wczoraj.
Siedział tyłem do nas wpatrując się w okno.
- Nathaniel Collarge kto by się spodziewał, że to ja odwiedzam ciebie, a nie ty mnie - odezwała się Angela. Nate odwrócił się zszokowany. Mierzył nas wzrokiem z góry na dół. Zsunął się z parapetu i wolnym krokiem podszedł.
- Co wy tu robicie? - spytał.
- Pogadamy na zewnątrz - rzuciłam spoglądając na pielęgniarkę.
- Aa - mruknął trafnie zgadując o co mi chodzi. - Ok, wyjde z wami.
- Nom, tylko załóż spodnie - dodała Angela wskazując na jego gołe nogi. Nate przeszedł przez pokój, zgarnął dresy i się zawahał.
- Nie dam rady - wydusił.
- Nate - powiedziałam podchodząc do niego.
- Może lepiej - odezwała się pielęgniarka.
- Zamknij się - przerwałam jej. - Natey - ponownie zwróciłam się do chłopaka, który usiadł na łóżku. - Na zewnątrz jest duża przestrzeń, nic nam nie zrobisz. Chodź - położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Widziałaś się w lustrze? - szepnął.
- To nic takiego. Tylko mało spałam - zapewniłam go szybko. Chłopak westchnął i wziął dresy. Nasunął je na siebie. Wyciągnęłam do niego rękę i uśmiechnęłam się zachęcająco. Śplótł swoje palce z moimi.
- Możemy iść - powiedział drżącym głosem. Pielęgniarka nie mogła ukryć zdziwienia. Żeby tego było jeszcze mało, zadowolona Angela przytuliła się do niego mocno. Ta babka była przekonana, że Nate jest niebezpieczny. Na samą myśl zachciało mi się śmiać.
Zjechaliśmy windą i wyszliśmy na zewnątrz. Kilka ławeczek, drzewa, krzewy. Usiedliśmy jak najdalej wścibskich osób.
- Dziewczyny - zaczął Nate - jesteście wielkie. Mam prośbę.
- Dajesz - rzuciła Angela. Chłopak rozejrzał się i szepnął w naszą stronę:
- Wyciągnijcie mnie stąd.
Spojrzałam na niego zszokowana.
- Okropnie mnie traktują. Wolę wrócić do domu dziecka.

***

  Czas powrotu się zbliżał, a my nie mieliśmy ochoty wracać. Zbyt dobrze nam się rozmawiało.
- Spokojnie Nate - uspokoiła go Angie. - Załatwię wszystko z Carlem. Jak wszystko dobrze pójdzie, wrócisz już jutro do... do domu - zacięła się przy ostatnim słowie. Nate pokiwał smutno głową.
- Staraj się być miły dla wszystkich. Może to pomoże? - dodałam niepewnie.
- Jasne, jakoś wytrzymam te kilka godzin.
- Dasz radę - uśmiechnęłam się pocieszająco. - Odprowadzić cię do pokoju?
- Poradzę sobie, dzięki.
- No to pa - powiedziałam wstając z ławki. Nate uścisnął Angelę, a później mnie. Widziałam smutek, tęsknotę w jego oczach. Postanowiłam zrobić wszystko, aby go wyciągnąć z tego miejsca.

***

- Angela! Gdzie my jesteśmy? - spytałam po raz kolejny, gdy kręciłyśmy się po mieście.
- Byłam przekonana, że w tę stronę szło się na przystanek.
- Spytajmy się kogoś- powiedziałam. Zaczepiłam pierwszą lepszą osobę i zapytałam o drogę.
- Em - zająknął się chłopak. - Żebym jeszcze sam wiedział! Chodzę tu od dziesięciu minut i żadnego przystanku.
- Marne pocieszenie - mruknęłam.
- Oj daj spokój Kat. Damy sobie radę - powiedziała Angie rozglądając się w koło. Zaczepiłam kolejną osobę tym razem z pozytywnym skutkiem.
- To w przeciwnym kierunku - oznajmił mężczyzna drapiąc się po kilku dniowym zaroście.
- Szlag by to - warknęła Angie. - Już lepiej sobie radziłam, gdy nie widziłam.
- Czekaj, czekaj... - przerwał jej facet. - Angela Morris? Ta, o której była ciągle mowa? Jednak ci się udało!
- Tak - uśmiechnęła się Angie. - Po wielu operacjach odzyskałam wzrok, lecz nie mogę go przemęczać.
- Razem z żoną wspieraliśmy ciebie całymi sobą. Akurat wtedy mieliśmy słabą sytuację finansową i żałowaliśmy, że nie mogliśmy pomóc.
- Ojej, dziękuję...
- Mogę coś zrobić dla ciebie oraz twoich przyjaciół? - wskazał na mnie i na chłopaka, który się do nas przyczepił.
- Jeżeli mógłby pan podwieźć nas na przystanek...
- Mój syn jeździ taksówką - przerwał jej. - Chodźcie, to niedaleko.
Ruszyliśmy w boczną uliczkę i za rogiem był postój taksówek.
- Przepraszam pana, ale my nie mamy pieniędzy tylko bilety na autobus - powiedziała Angie.
- Nie szkodzi. Na mój koszt.
- T-to ja już sobie poradzę - mruknął nieznajomy chłopak i zniknął w inną uliczkę.
- Dziwny - przyznałam. W tym czasie doszliśmy do dość nowoczesnego samochodu. Z środka wyszedł nie kto inny jak...
- Nie wierzę - szepnęłam. - Easy Walsh?
- Evans, gdzie zniknęłaś? Tyle czasu...
Easy był jednym z moich znajomych przed pożarem. Należał do najwyższej grupy społecznej w szkole. Był bogaty, urodę miał niczego sobie... posiadał wszystko na co leciały dziewczyny.
- Prawie rok - westchnęłam.
- Easy, zawieziesz te urocze dziewczyny do domu na mój koszt - powiedział jego ojciec. Że też wcześniej go nie poznałam. Co prawda zawsze to matka występowała na różnego rodzaju imprezach.
- Wsiadajcie - kiwnął głową na samochód. Zajęłam miejsce z przodu, a Angie musiała usiąść z tyłu.
- Dlaczego jeździsz taksówką? - zapytałam.
- Kara - warknął Easy. - Ojciec stwierdził, że nie będzie wiecznie na mnie zarabiał. Zamiast zatrudnić mnie gdzieś w firmie, wolał patrzeć jak się upokarzam kiedy widzą mnie znajomi - powiedział szybko. Odpalił silnik i wyjechał na drogę. - Dokąd?
- Nover, ośrodek Angory - odpowiedziała Angela. Easy kiwnął głową sprawnie wchodząc w zakręt.
- Co tam u ciebie, Kat? Nie widuję ciebie.
- Nie słyszałeś? Moi rodzice zginęli w pożarze, a ja ledwo wróciłam na ziemię. Jedną stopą byłam w grobie.
- Myślałem, że to kolejne głupie plotki. Poza tym wróciłem kilka miesięcy temu, więc sprawa ucichła. Teraz mieszkasz w Nover?
- Dokładnie - przytaknęłam. - Myśl sobie co chcesz, ale poznałam tam wspaniałych ludzi.
- I ładnych - dodał Easy zerkając w lusterko na Angelę.
- Jestem zajęta - warknęła Angie na co chłopak się skrzywił.
- Dalej taki sam - westchnęłam.
- No weź, skarbie - mrugnął oczkiem w moją stronę.
- Też jestem zajęta - uśmiechnęłam się szeroko.
- Po prostu bosko - mruknął mocniej wciskając gaz. Przyspieszyliśmy i żebym dziesięć minut później go nie zatrzymała, pojechałby dalej.
- Miło było cię zobaczyć, pozdrów resztę.
- I podziękuj dla ojca - dodał Angela. Zatrzasnęłyśmy drzwi.
- Nie mam pojęcia jak mogłam się z nim zadawać - mruknęłam. Dziewczyna się zaśmiała.
- Słodki dupek - podsumowała.
- Nie pogadałam z Nathanem - przypomniało mi się nagle.
- Jutro już tu będzie. Obiecuję - powiedziała zamykając bramę na klucz.
- Trzymam za słowo - westchnęłam i dodałam udają głos Easy'eo - skarbie -  zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy do gabinetu Carla.











 http://www.temysli.pl/demot/0_0_0_1279803874_middle.jpg




Nie zanudziłam Was?
Zastanawiałam się czy nie zakończyć tego bloga, ale kilka osób przekonywało mnie żebym tego nie robiła. Jasne, kocham tych bohaterów. Nigdy nie przywiązałam się do opowiadania...
Mam pomysły na dalsze rozdziały, ale na te co mają być teraz...pustka w głowie.
Muszę wiedzieć ile osób zależy na tym blogu. Przecież możecie być tutaj całkowicie ANONIMOWI. Co Wam zależy? Trudno skomentować nawet kropką? 
A może jednak będzie lepiej, gdy skończę Domowariato?
Normalna :c