sobota, 29 marca 2014

Fifteen "Spocznij!"

  Nie wiem co myśleć. Muszę pogadać z Nathanem, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Zniknął zaraz po śniadaniu. Zaglądałam wszędzie gdzie mógłby być. Rozłożyłam bezradnie ręce. Zaraz mieliśmy spotkać się z Carlem. Posiedzę na schodach do piwnicy. Tam na pewno spotkam Nate'a. Miałam rację, chwilę później wyszedł z rękoma w kieszeni.
- Naaate - przywołałam go palcem. - Chodź na słówko.
Zaciągnęłam go w miejsce gdzie mniej rzucaliśmy się w oczy.
- Mów. - rozkazałam.
- Od czego zacząć?
- Od początku. Od porwania. - patrzyłam mu prosto w oczy.
- No uratowałem ciebie...
- Chcesz skłamać. Widzę to w twoich oczach. Prawda? - skrzyżowałam ręce.
- Nie. Chciałem uniknąć prawdy.- odpowiedział z uśmiechem.
- Nate, dziękuję ci za wszystko, ale chcę znać prawdę. Po prostu muszę wiedzieć.
- Ciekawska Kat...nie możesz po prostu cieszyć się, że masz tak wspaniałych przyjaciół? - zapytał Nate patrząc mi prosto w oczy. Pokręciłam przecząco głową. - No dobrze - westchnął. - Tommy pomógł mi cię zakneblować i zanieść do piwnicy. Reszta przygotowywała niespodziankę. Tylko w taki sposób mogliśmy zatrzymać ciebie w jednym miejscu żebyś niczego się nie domyśliła.
- Doobrze - powiedziałam w zamyśleniu. - To było strasznie drastyczne rozwiązanie. Tak długo mnie tam trzymaliście.
- Długo? Jakieś 15 minut. - uśmiechnął się.
- Serio? Dla mnie to była wieczność! - szturchnęłam go w ramię. - A skąd wiedzieliście kiedy mam urodziny?
Nastąpiła chwila ciszy.
- Co powiesz na gorącą czekoladę? - rzucił nagle.
- Natchanielu, powiedz mi. - poprosiłam. Nate podrapał się po głowie wypuszczając powietrze z płuc.
- Mógłbym spytać Carla...ale tego nie zrobiłem. - westchnął. - Grzebałem w twoich papierach. Wtedy jak szukaliśmy coś na temat Carlosa. - dokończył szybko. Zatkało mnie. /Grzebał w papierach..grzebał. On wie wszystko o mnie./
- Jak...mogłeś...grzebać w moich...papierach?! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Wiedziałam, że będziesz zła! Chciałem ci nie mówić żeby tego uniknąć. - przeczesał palcami włosy. - Przykro mi. Taki jestem. - rozłożył ręce i widząc Simona zszedł z nim do twierdzy.
Usiadłam na podłodze opierając się o ścianę. /Co robić...co robić? Chciał dobrze. Dlaczego denerwuje się wiedząc, że ktoś zna prawdę? Większość stąd i tak ma gorsze przeżycia. Idiotka ze mnie! Ugh zacznę nienawidzić siebie.../
- Hej, przepraszam. - zagadnęła cichutkim głosem dziewczyna. Spojrzałam na nią i podniosłam się z podłogi.
- Co jest? - spytałam.
- Emm nie mogę trafić na zajęcia...jestem tu nowa.
- Nikt cię nie wziął pod opiekę? - zdziwiłam się. Po mnie od razu przyszła Stevie, a później byłam z Angelą.
- Nie. Moja współlokatorka gdzieś zniknęła wczoraj wieczorem.
- Dobrze. To dokąd się wybierasz?
- Zajęcia dla psychicznych u Carla.
- Wypraszam sobie! Nie jestem psychiczna. - rzuciłam się na nią.
- Nie mówię przecież o tobie. - skuliła się.
- Owszem, mówisz. Nigdy nie nazywaj tak tego. To są zajęcia z Carlem i tyle, zrozumiałaś?
Pokiwała głową. Biedna dziewczyna musiała trafić na mój zły humor.
- Chodź ze mną. - powiedziałam.
Zeszłyśmy po schodach. Widziałam jak nowa rozgląda się z przerażeniem. Nie dziwię jej się, to wszystko wygląda jak jakieś lochy.
- To nasza twierdza - odezwałam się otwierając drzwi. Weszłam pierwsza siadając koło Nate'a, który brzdąkał coś na gitarze. Nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Westchnęłam zrezygnowana. Nowa weszła do środka rozglądając się. Simon natychmiast wstał.
- Młodszy szeregowy. Co cię do nas sprowadza? - spytał Simon tonem przywódcy stając na baczność.
Dziewczyna spojrzała na niego zakłopotana, ale wyprostowała się i powiedziała:
- Sierżant Carlos Macidea prosił o spotkanie. - przyłożyła dwa palce do skroni i zasalutowała. - Alisson Clark, melduje się.
- Szeregowy Simon Fallover - podał jej dłoń, którą ona delikatnie uścisnęła. - Reszta moich podwładnych jeszcze nie dotarła. - rzekł całkowicie poważny.
Alisson otworzyła buzię ze zdziwienia. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Spocznij! - krzyknął jej w ucho Simon. Drgnęła przerażona.
- Nie wnikaj w niego - powiedział Nate dalej strojąc gitarę. Spojrzała na niego, a później się ocknęła jakby dopiero zauważyła, że jeszcze ktoś tu był. W tym momencie wszedł Carl z Angelą, która trzymała się jego ramienia.
- Oo, jesteś już - powiedział wesoło Carl. - Widzę, że cię przywitali? Ten strach w twoich oczach widać z daleka. Rozluźnij się.
- Dobrze! - klasnął w dłonie. - Rozstawcie krzesła w koło. Gdzie Jena? - spytał. Wzruszyliśmy ramionami.
  Gdy usiedliśmy już w kole do twierdzy wparowała Jena. Dalej nie mogę się przyzwyczaić, że nie ma na sobie czarnych ubrań. Od jakiegoś czasu używa mniej czerni i wygląda ślicznie.
- W końcu Jena zaszczyciła nas swoją obecnością, siadaj - rzucił Carl. Posłusznie usiadła obok Simona.
- Dobrze - zaczął Car. l- Dziękuję, że przyszliście. Jak zapewne zdążyliście zauważyć mamy nową osobę w naszym kręgu. - wskazał na Alisson. - Przedstaw nam się.
- Alisson Clark- chrząknęła. - Trafiłam tu wczoraj wieczorem.
- Alisson. - przejął pałeczkę Carl. - Jest tu z takich samych powodów.
- Sprzeciw! - rzucił Simon. - Każdy z nas jest tu inny, bo nie pasował do żadnej grupy. Tu trafiają wyrzutki.
- Masz rację. - pokiwał w zamyśleniu głową. - Zaczniemy od mojej lewej. Przedstaw się i opowiedz o sobie. - zwrócił się do Angie.
- Angela Morris. Carl prosił mnie żebym więcej nikogo nie wkręcała, więc nie owijając w bawełnę... nie widzę. - Alisson drgnęła słysząc te słowa. - Chciałabym cię zobaczyć, Alisson. Mogę?
- Jak? - zapytała cicho.
- Podejdę do ciebie i dotknę twojej twarzy, dobrze? - spytała Angie. Alisson kiwnęła głową i patrzyła zafascynowana jak Angela podchodzi.
- Cześć Nate. - rzuciła przechodząc obok niego. Kucnęła przed Alisson i dotknęła swoimi opuszkami jej twarzy. Trwało to około minutę. Potem Angie wstała i bez słowa usiadła koło Carla.
- Katherine Evans. Mów mi Katty albo Kat - zaczęłam. - Trafiłam tu 3 miesiące temu czy 4. Straciłam poczucie czasu. Wiem, że zaczynało robić się chłodno, a teraz już zaczyna topnieć śnieg. Straciłam obu rodziców w tym samym czasie. Przepraszam, że tak rzuciłam się na ciebie przed wejściem. - wcale nie było mi przykro.
- Rozumiem. - skinęła głową.
- Natchaniel Collarge, Nate. Cóż jestem jaki jestem i nic na to nie poradzę.
- Tajemniczy Nathan - szepnął Simon.
- Znowu mam cię ciągnąć za język? - zapytał Carl.
- Po co mam mówić więcej? Jestem człowiekiem! Trochę przeklętym, ale człowiekiem. - rzucił Nate zakładając ręce na piersi.
- Cytujesz Allen'a Walker'a, mądrze - pochwalił Carl. - Nie ważne. Dalej.
- Jena Dover - mruknęła. - Nie wiem teraz kim jestem. Te zajęcia mnie zmieniły. Kiedyś Simon określił mnie "Malowaną Czarownicą" - uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Mnie już znasz - zaczął wesoło Simon. - Niektórzy stwierdzą, że jestem nienormalny, psychiczny itd. Mógłbym tak wymieniać, a mnie po prostu rodzice nie kochają. Oddali mnie tu, bo nie chcieli dziecka, który dużo mówi. - zakończył ciszej.
- Świetnie - stwierdził Carl. - Jestem z was dumny. Jena zajmiesz się Alisson.
- Ale... - zaczęła Jena.
- Nie słyszę żadnego ale... - przerwał jej Carl. Teraz inne sprawy...
  Zaczął nawijać o wychowaniu i tym podobne. Nikogo to za bardzo nie interesowało.
- Gips mi pękł! - krzyknął Simon przerywając.
- Zostaw go - rozkazał Carl. - Jena, zaprowadź go do pielęgniarki.
- Coś ty się mnie dzisiaj tak uczepił? - zapytała Jena ze śmiechem, ale wzięła Simona i wyszli.
- Carl...dlaczego ty o sobie nie opowiesz? - spytał Nate niespodziewanie. Spojrzałam na niego.
- To chyba nie potrzebne. - wzruszył ramionami.
- Owszem. Potrzebne. - odezwałam się. Patrzyłam mu prosto w oczy.
- Chcemy się dowiedzieć. - Nate pokazał najpierw palec wskazujący u lewej ręki. - Gdzie się uczyłeś? - wskazał kolejny palec. - Jak się tu dostałeś?
- Dość. - przerwał.
- Carl- szepnęła Angela łapiąc go za ramię. - Oni wiedzą.
- Angela, oprowadź Alisson. - przekazał jej. Angie zrobiła o co prosił. Zostaliśmy tylko we troje. Nate, ja i Carl.
- Skąd? - spytał.
- Jesteśmy sprytniejsi niż ci się wydaje, Carlos - powiedziałam.
- Dlaczego wszystkich okłamujesz? - spytał spokojnie Nate.
- To nie tak - zaprzeczył Carl.
- A jak? - rzuciłam.
- Kiedyś ta szkoła była najlepszą szkołą w mieście. Wychowałem się w ośrodku, bo moi rodzice też zginęli jak miałem 5 lat. Byłem wystarczająco mądry żeby zrozumieć co się stało. Jak pewnie wiecie byłem uzdolnionym dzieckiem. Wyrzutkiem. Kiedy w wieku 15 lat zacząłem studia dowiedziała się o mnie Brenda, która wtedy zaczęła zarządzać ośrodkiem. Zaświadczyła mi, że mam zagwarantowaną pracę u niej. Andrew, ten którego poznaliście wtedy w piwnicy...zawsze mi zazdrościł. Nadal jest zakochany po uszy w Brendzie... Chce mnie upokorzyć przed wszystkimi. Uczyłem się z nim, więc zna prawdę. Brenda wykorzystuje to, że wyglądam starzej niż wskazuje mój wiek. - westchnął. - Mam 20 lat, skończone najwyższe studia i dodatkowo zaliczyłem psychologię. Jeżeli ktokolwiek by się o tym dowiedział...zostałaby ze mnie miazga i wszyscy by o mnie mówili, a tego chcę uniknąć. Obiecacie, że nikomu się nie wygadacie? - spytał na koniec.
- Kto jeszcze o tym wie? - zapytałam odzyskując mowę po dłuższej chwili.
- Stąd tylko kilku...Brenda, Adella to ta co opiekuje się maluchami, Angela i wy.
- Angela? Nasza Angela? - zdziwił się Nate.
- Tak. - na policzkach Carla wstąpiły ledwo zauważalne rumieńce. Uśmiechnęłam się porozumiewawczo z Carlem. W ten sposób dałam mu do zrozumienia, że o tym wiem.
  Kilka dni później znowu odbyło się spotkanie. Wbiegłam spóźniona, gdzie wszyscy czekali tylko na mnie. Przeprosiłam i usiadłam na jednych z puf obok Simona.
-Dobrze, możemy zaczynać - powiedział Carl patrząc to na mnie, to na Nate'a. - Alisson zgodziła się opowiedzieć o sobie. Proszę oddaję ci głos.
- Co tu dużo ukrywać - zaczęła. - Zostałam przeniesiona z innego domu dziecka. Kilka lat temu mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Byłam tam razem z nim...tyle, że ja żyje. On nie. - odchrząknęła. - Po śmierci taty było kiepsko z kasą. Rok temu matka trafiła do więzienia za handel narkotykami. Starała się jak mogła, ale cóż... Poza mną jest jeszcze moja 10 letnia siostra i 8 letni brat, którzy trafili do rodziny zastępczej. 
  Nastąpiła cisza jak zwykle po takich wyznaniach.
- Oł - skomentował Simon.
- Nie trafiłaś tu bez powodu - powiedział Carl. - My. Jako grupa. Żyjemy inaczej. Mamy więcej luzu.
- U nas jest po prostu... - zaczęła Angela.
- Rodzinnie - dokończył za nią Carl splatając swoje palce z jej. Angie natychmiast poszukała mojej ręki. Podałam ją ściskając mocno. Drugą wyciągnęłam w stronę Nate'a. On złapał Jenę. Simon zadowolony uścisnął dłoń swojej "Malowanej Czarownicy" i z niepewnością wziął rękę Alisson. Carl zakończył krąg. Popatrzyliśmy na siebie. Było w tym coś niesamowitego. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, ale nie mieliśmy całego dnia. Carl pokiwał w zamyśleniu głową.
- Pamiętacie Louisa? - spytał. - No raczej przecież się z nim uczycie, a przynajmniej niektórzy z was. Pani Dorothy będzie u nas pracować. Zaprosiła nas na obiad. Co wy na to?
- Wyjazd?! - zapytał Simon zrywając się z miejsca. Opiekun kiwnął głową. - Haaa! Jak fajnie! - wyrzucił ręce w górę.
- Simon, Simon co z ciebie wyrośnie. - Carl pokręcił głową ze śmiechem. - Dobrze. To w sobotę o 10 wyjazd, a teraz wypad. Do nauki!
Zaśmialiśmy się widząc Simona, który stał za Carlem i robił głupie miny.
- Czy nauka jest taka śmieszna? - zapytał z powagą Carl.
- Panie Macidea!- odezwała się Alisson zanosząc się śmiechem. Odkaszlnęła i ponownie się odezwała. - Ktoś mi kiedyś powiedział, że w życiu nie ważne co jest źle, nie ważne, że w środku jesteś smutny...ważne żebyś umiał z tego wyjść i cieszyć się nawet z małej rzeczy, a to jest już połowa sukcesu.
- Zgaduję, że Simon jest za moimi plecami. - wskazał kciukiem za siebie. Wszyscy pokiwaliśmy twierdząco głowami.
***
  Po skończonej kolacji podśpiewując pod nosem wyszłam z pokoju do biblioteki. Nie musiałam przechodzić do szkoły. Ośrodek miał własną do nauki i wyciszenia. Idealne miejsce dla kogoś kto lubi spokój. Nie można tu rozmawiać, więc jest absolutna cisza nie wliczając przekładania kartek.
Gdy tylko weszłam do środka uderzył mnie zapach starych książek. Po lewej stało mosiężne biurko, za którym siedziała wredna, mała klucha. Wszystkich uciszała bez względu na wszystko. Dlatego wolałam jak jest ktoś na zastępie. Ostatnio była młoda praktykantka i od razu atmosfera była o wiele lepsza. Podeszłam do biurka zerkając na szafy sięgające sufitu. Zawsze robiło to na mnie wrażenie. Gdzieniegdzie stały stare, metalowe schody, dzięki którym można było dostać się na wyższe piętro. Z przodu wygląda jakby było to jedną całością, ale tak na prawdę ma kilka pięter. Przed tym wszystkim stoją stoliki, przy których siedzieli inni. Taką bibliotekę każdy może pozazdrościć.
- Słucham? - usłyszałam skrzeczący głos staruchy. Całkowicie pochłonięta widokami zapomniałam po co tu przyszłam.
- Katherine Evans - przedstawiłam się. Ta natychmiast zapisała mnie na listę. Cokolwiek by zniknęło byłabym podejrzana. Takie zasady.
  Przeszłam między stolikami do interesujących mnie książek. W pierwszym rzędzie były książki ustawione od młodzieżowych romansów po horrory. Na następnym znajdowały się materiały potrzebne do szkoły, a na ostatnim naukowe. Lubiłam przejść się po wszystkich piętrach patrząc na tytuły i autorów książek. Tym razem zaczęłam od góry i całkowicie mnie zamurowało. Dosłownie.




Oł jeeee! Po długim oczekiwaniu mam rozdział! Nudny, ale mam! :3 Miał być już tydzień temu, ale net mi szwankował. 
Alisson jest dodana do zakładki "bohaterzy"
Jak wrażenia? Potrzebuję oceny :) 
Następny rozdział pojawi się...eee...kiedyś na pewno :) 
Tia