Stałam z otwartą buzią. No normalnie
zamurowało mnie! Simon całował Jene! Byli tak zajęci, że nawet
mnie nie zauważyli. Nie wiedziałam co zrobić. Czy się wycofać i
udawać, że nic się nie stało? Czy zrobić coś żeby mnie
zauważyli? Postawiłam na tą drugą wersję. Kopnęłam w szafkę
aż się zatrzęsła. Może to nie było rozsądne. Boli mnie palec,
ale zadziałało. Simon i Jena spojrzeli w moją stronę. Patrzyliśmy
na siebie nie wiedząc co powiedzieć. Jena zarumieniła się. To do
niej nie podobne.
- Ale, ale... ktoo? - nawet nie umiałam złączyć
poprawnego pytania.
- Bo jak nie my to kto?! - krzyknął Simon
szturchając Jene i zaśpiewali razem:
- Bo jak nie my to kto o o o? Boo jak nie my to nikt tego lepiej nie zrobi tu!
Spojrzeli na siebie i złapali się za ręce.
- Brzdęk brzęk znika lęk dzisiaj w klubie będzie BANG! - zaśmiali się. Simon wyjął z kieszeni coś w podobie jabłka i rzucił tym o ziemię. Rozległ się huk. Odrzuciło mnie w tył, a kiedy dym powoli opadł zauważyłam, że jestem sama, a nade mną stoi Klucha, bibliotekarka. Była cała czerwona na twarzy.
- Evans! - wrzasnęła. - Coś ty narobiła?! Patrz, teraz wszystko jest białe! Już ja dopilnuję żebyś dostała karę.
- No pięknie - szepnęłam kiedy sobie odeszła. Wstałam otrzepując spodnie i czym prędzej ewakuowałam się do wyjścia. Co prawda bez kary się nie obędzie, ale na pewno sama nie będę tego sprzątać.
Przez cały miesiąc dni wyglądały podobnie. Ciężki poranek, szkoła, obiad, odpracowywanie kary z Simonem w bibliotece, nauka, zajęcia z Carlem i każdego wieczoru padanie na twarz ze zmęczenia. Przez ten czas nasza grupa wzmocniła swoje więzi. Alisson okazała się dobra z biologii, z którą miałam problem. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Na zewnątrz zrobiło się ciepło. Drzewa zaczęły wypuszczać pierwsze swoje listki, a nawet pojawiła się pierwsza burza. To był dla nas szok. Starsi z ośrodka siedzieli w oknach obserwując jak grzmot za grzmotem rozjaśnia ciemne niebo. Coś pięknego.
Cieszyłam się, że w końcu można zrzucić te ciężkie kurtki na coś lżejszego. Jestem tu ponad pół roku. Gdyby ktoś spytałby dawnej mnie o to czy dam radę żyć w domu dziecka...wyśmiałabym ich. Przecież to głupota. Zawsze będę przy rodzicach, ale jeden wypadek zmienił wszystko. Także mnie. Dzisiaj nie wyobrażam sobie normalnego życia. Bez tutejszych przyjaciół nie wytrzymałabym ani chwili. Kocham te chwile z Angelą kiedy plotkujemy po nocach. Uwielbiam Simona i ten jego zaskakujący charakter, od początku jest ze mną. Czas spędzony z nimi...to bardzo cenny czas. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina, więc można powiedzieć, że tu jest mój dom i jestem z tego dumna. Dlatego też ucieszyłam się kiedy Carl ogłosił, że jutro mamy ognisko.
- Jeeee! - wykrzyknął Simon wyrzucając ręce w górę. - Tam gdzie ostatnio?
- A chcecie tam? - spytał Carl.
- Jeżeli nie będzie wpadki z samochodem to wchodzę w to - powiedziała Jena bawiąc się swoimi długimi włosami.
- Ja też - uśmiechnęłam się lekko.
- Jak wszyscy to wszyscy - podsumował Nate. - Tylko teraz z noclegiem.
- Noce są zimne - skrzywił się Simon.
- Tchórzysz? - spytała Alisson wstając. - Ty? Simon Fallover? Nieustraszony Simonek?
- Ejej, nie pozwalaj sobie na zdrobnienia - pogroziła jej palcem Jena. Zaśmiałam się. Chyba jeszcze nikt poza mną nie wie, że oni są parą. Ciężko w to uwierzyć, ale jednak przeciwieństwa się przyciągają.
- Nie! - Simon także wstał. - Nie jestem kurczakiem żeby tchórzyć. Jedziemy na ognisko z noclegiem? Tak Carl?
Ten w odpowiedzi pokręcił głową.
- Dobrze. Zgadzam się. Tylko spakujcie się dobrze. Ciepłe ubrania, śpiwory, namioty, żywność...jasne?
- Jasne - potwierdziła Alisson.
- Świetnie - klasnął w dłonie Carl. - To ty się tym zajmiesz.
- Ale, ale sama?
- Nate ci pomoże.
- No chyba nie - odezwał się Nathan słysząc swoje imię. - Katty też może to zrobić. Carl no...
- Katty wystarczająco się napracowała w ostatnim miesiącu - przerwał mu Carlos. - Bez gadania. Pakujecie rzeczy do samochodu i wieczorem wyjeżdżamy.
- A co z Angie? - spytałam kiedy zaczęliśmy się zbierać.
- Właśnie po nią jadę - powiedział cicho Carl.
- Nie martw się. Jakoś się ułoży.
- Z nią jest coraz gorzej, Kat. Psychicznie jak i fizycznie. Po ostatniej operacji wszystko się pogorszyło i nie mam na myśli wzroku. Teraz to była jedyna nadzieja... mam nadzieję, że nawet jeśli nie odzyska wzroku to zostanie przy mnie - wyszeptał ostatnie zdanie. - Wiesz, że chciała odebrać sobie życie?
- Rozmawiałyśmy o tym - szepnęłam patrząc na bok. Została tylko Alisson. Ponownie spojrzałam na Carla. Ze zdziwieniem zauważyłam łzy w jego oczach.
- Heej Carl. - dotknęłam jego ramienia. - Wszystko będzie dobrze...nawet nie myśl inaczej.
- Wcześniej też odwalała różne rzeczy - otarł ze złością łzę spływającą po policzku. - Ok, jadę po nią.
- Może pojadę z tobą?
- Nie, nie... dam sobie radę.
- Jesteś pewny? - spytałam na co kiwnął głową. - Trzymaj się.
- Dzięki Kat - niepewnie się uśmiechnął i wyszedł. Westchnęłam rozglądając się w koło.
- Między wami coś jest? - spytała niespodziewanie Alisson. Całkiem zapomniałam o niej.
- Niee?
- Nie kręć to widać - założyła ręce na piersi podchodząc do mnie wolnym krokiem.
- Co widać? - zapytałam z pewnością w głosie. - Przyjaźń? A może jesteśmy rodziną? Rodzinę trzeba kochać.
- Nawet nie jesteś do niego podobna - prychnęła.
- Angela...Simon, Jena, Carl i ... Nate to jest moja rodzina. To oni mnie wybili z dołu i dzięki im jeszcze tu jestem.
Nie słuchając jej dalej obróciłam się na pięcie i wyszłam.
- Bo jak nie my to kto o o o? Boo jak nie my to nikt tego lepiej nie zrobi tu!
Spojrzeli na siebie i złapali się za ręce.
- Brzdęk brzęk znika lęk dzisiaj w klubie będzie BANG! - zaśmiali się. Simon wyjął z kieszeni coś w podobie jabłka i rzucił tym o ziemię. Rozległ się huk. Odrzuciło mnie w tył, a kiedy dym powoli opadł zauważyłam, że jestem sama, a nade mną stoi Klucha, bibliotekarka. Była cała czerwona na twarzy.
- Evans! - wrzasnęła. - Coś ty narobiła?! Patrz, teraz wszystko jest białe! Już ja dopilnuję żebyś dostała karę.
- No pięknie - szepnęłam kiedy sobie odeszła. Wstałam otrzepując spodnie i czym prędzej ewakuowałam się do wyjścia. Co prawda bez kary się nie obędzie, ale na pewno sama nie będę tego sprzątać.
Przez cały miesiąc dni wyglądały podobnie. Ciężki poranek, szkoła, obiad, odpracowywanie kary z Simonem w bibliotece, nauka, zajęcia z Carlem i każdego wieczoru padanie na twarz ze zmęczenia. Przez ten czas nasza grupa wzmocniła swoje więzi. Alisson okazała się dobra z biologii, z którą miałam problem. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Na zewnątrz zrobiło się ciepło. Drzewa zaczęły wypuszczać pierwsze swoje listki, a nawet pojawiła się pierwsza burza. To był dla nas szok. Starsi z ośrodka siedzieli w oknach obserwując jak grzmot za grzmotem rozjaśnia ciemne niebo. Coś pięknego.
Cieszyłam się, że w końcu można zrzucić te ciężkie kurtki na coś lżejszego. Jestem tu ponad pół roku. Gdyby ktoś spytałby dawnej mnie o to czy dam radę żyć w domu dziecka...wyśmiałabym ich. Przecież to głupota. Zawsze będę przy rodzicach, ale jeden wypadek zmienił wszystko. Także mnie. Dzisiaj nie wyobrażam sobie normalnego życia. Bez tutejszych przyjaciół nie wytrzymałabym ani chwili. Kocham te chwile z Angelą kiedy plotkujemy po nocach. Uwielbiam Simona i ten jego zaskakujący charakter, od początku jest ze mną. Czas spędzony z nimi...to bardzo cenny czas. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina, więc można powiedzieć, że tu jest mój dom i jestem z tego dumna. Dlatego też ucieszyłam się kiedy Carl ogłosił, że jutro mamy ognisko.
- Jeeee! - wykrzyknął Simon wyrzucając ręce w górę. - Tam gdzie ostatnio?
- A chcecie tam? - spytał Carl.
- Jeżeli nie będzie wpadki z samochodem to wchodzę w to - powiedziała Jena bawiąc się swoimi długimi włosami.
- Ja też - uśmiechnęłam się lekko.
- Jak wszyscy to wszyscy - podsumował Nate. - Tylko teraz z noclegiem.
- Noce są zimne - skrzywił się Simon.
- Tchórzysz? - spytała Alisson wstając. - Ty? Simon Fallover? Nieustraszony Simonek?
- Ejej, nie pozwalaj sobie na zdrobnienia - pogroziła jej palcem Jena. Zaśmiałam się. Chyba jeszcze nikt poza mną nie wie, że oni są parą. Ciężko w to uwierzyć, ale jednak przeciwieństwa się przyciągają.
- Nie! - Simon także wstał. - Nie jestem kurczakiem żeby tchórzyć. Jedziemy na ognisko z noclegiem? Tak Carl?
Ten w odpowiedzi pokręcił głową.
- Dobrze. Zgadzam się. Tylko spakujcie się dobrze. Ciepłe ubrania, śpiwory, namioty, żywność...jasne?
- Jasne - potwierdziła Alisson.
- Świetnie - klasnął w dłonie Carl. - To ty się tym zajmiesz.
- Ale, ale sama?
- Nate ci pomoże.
- No chyba nie - odezwał się Nathan słysząc swoje imię. - Katty też może to zrobić. Carl no...
- Katty wystarczająco się napracowała w ostatnim miesiącu - przerwał mu Carlos. - Bez gadania. Pakujecie rzeczy do samochodu i wieczorem wyjeżdżamy.
- A co z Angie? - spytałam kiedy zaczęliśmy się zbierać.
- Właśnie po nią jadę - powiedział cicho Carl.
- Nie martw się. Jakoś się ułoży.
- Z nią jest coraz gorzej, Kat. Psychicznie jak i fizycznie. Po ostatniej operacji wszystko się pogorszyło i nie mam na myśli wzroku. Teraz to była jedyna nadzieja... mam nadzieję, że nawet jeśli nie odzyska wzroku to zostanie przy mnie - wyszeptał ostatnie zdanie. - Wiesz, że chciała odebrać sobie życie?
- Rozmawiałyśmy o tym - szepnęłam patrząc na bok. Została tylko Alisson. Ponownie spojrzałam na Carla. Ze zdziwieniem zauważyłam łzy w jego oczach.
- Heej Carl. - dotknęłam jego ramienia. - Wszystko będzie dobrze...nawet nie myśl inaczej.
- Wcześniej też odwalała różne rzeczy - otarł ze złością łzę spływającą po policzku. - Ok, jadę po nią.
- Może pojadę z tobą?
- Nie, nie... dam sobie radę.
- Jesteś pewny? - spytałam na co kiwnął głową. - Trzymaj się.
- Dzięki Kat - niepewnie się uśmiechnął i wyszedł. Westchnęłam rozglądając się w koło.
- Między wami coś jest? - spytała niespodziewanie Alisson. Całkiem zapomniałam o niej.
- Niee?
- Nie kręć to widać - założyła ręce na piersi podchodząc do mnie wolnym krokiem.
- Co widać? - zapytałam z pewnością w głosie. - Przyjaźń? A może jesteśmy rodziną? Rodzinę trzeba kochać.
- Nawet nie jesteś do niego podobna - prychnęła.
- Angela...Simon, Jena, Carl i ... Nate to jest moja rodzina. To oni mnie wybili z dołu i dzięki im jeszcze tu jestem.
Nie słuchając jej dalej obróciłam się na pięcie i wyszłam.
***
- Czaaaaas naaa wycieczkę! - krzyknął
Simon wyrzucając ręce w górę.- A Carl się znowu spóźnia - dokończyła Jena.
- Oj tam - mruknęłam. - Ważne, że gdzieś jedziemy. Spakowałeś wszystko, Natey?
- Jasne, Kotku - w odpowiedzi mrugnął oczkiem, a żeby było jeszcze zabawniej podszedł i mnie objął. Miny innych? Bezcenne. Jednak nie na długo. Simon nas podpatrzył i zrobił tak samo z Jeną, a do tego dał jej buziaka w policzek. Uśmiechnęłam się patrząc na miny Alisson i Nate'a. Byli zdziwieni, że Jena nic nie zrobiła dla Simona. W normalnej chwili by mu przywaliła w nos.
- W końcu - powiedziałam przerywając ciszę. - Co tak stoicie? Moglibyście ruszyć się i pomóc dla Carla.
Jak na komendę poszli wziąć od niego torby.
- Angela! - ucieszyłam się na jej widok. Podbiegłam do niej i ją mocno przytuliłam. - Dobrze, że już jesteś z nami.
- Też się cieszę, że mogę cię zobaczyć - powiedziała szeroko się uśmiechając. - No wiesz, że w sensie dotknąć, bo ja nie widzę.
- Nie przejmuj się Angie. Kochamy cię taką jaka jesteś.
Przytuliłyśmy się jeszcze raz i ruszyłyśmy w stronę auta, gdzie wszyscy już stali.
- Oo Angie. Wiesz, pozwolę ci usiąść z przodu - powiedział Nate.
- Serio? - zapytała Angela upewniając się. Zawsze to on i Simon kłócili się o miejsce z przodu.
- Dzięki - mruknęła dziewczyna w odpowiedzi. Pomogłam jej usiąść, a sama zapakowałam się na sam tył. Ku mojemu większemu zdziwieniu obok mnie usiadł Nate.
- Collarge, co cię tu sprowadza? - spytałam.
- Nie chcę siedzieć przy Alisson - szepnął.
- Wszystko mamy? - odezwał się Carl.
- Tak - potwierdził Nathaniel.
- To jedziemy - powiedział i pojazd ruszył. Usiadłam w najwygodniejszej pozycji tak, aby nie stykać się z chłopakiem obok.
- Ej - szepnął nachylając się. - Simon coś kręci z Jeną?
- Co? - spytałam, mimo że słyszałam pytanie. Powtórzył je głośniej.
- Stary, ty to masz refleks - rzucił z przodu Simon. Odwrócił się do nas z uśmiechem na twarzy.
- Gumowe ucho! - krzyknął Nate.
- Głośno mówisz - stwierdziła Jena.
- To przez Katty. - Chłopak całą winę zwalił na mnie.
- Co ja?! Oto mi chodziło. Po co dłużej utrzymywać to w tajemnicy.
- Jesteśmy parą od miesiąca - przyznał Simon.
- Czy mnie uszy zawodzą?! - krzyknęła Angela. - Jena i Simon? Razem? Aaa gratulację, kochani!
- Tak, są parą - potwierdziłam z uśmiechem.
- No to gratulacje i powodzenia - powiedział Nate mrugając oczkiem. Jena pogroziła mu palcem. Zaśmialiśmy się.
- No to tylko nasza Alisson została sama - westchnął Simon.
- Nie? A ja to co? - spytałam.
- Masz Collarge'a.
- Chciałbym - mruknął Nate ledwo słyszalnym głosem.
- Nie jesteśmy parą - zaśmiałam się nerwowo.
- Szkoda, słodko razem wyglądacie - powiedziała Alisson.
Zamyśliłam się i resztę drogi pokonaliśmy bez większych rozmów.
- Co powiecie na ciepły obiad u Lorrete'ów? - spytał Carl skręcając w dróżkę prowadzącą do ich domu.
- Ekstra! - ucieszył się Simon. - A może weźmiemy Louis'a ze sobą?
- Dzwoniłem już wcześniej i wszystko załatwione. Jeżeli nie macie nic przeciwko to jedzie z nami.
- Ekstra - powtórzył Fallover.
- Kto to? - spytała Alisson, więc jej wytłumaczyliśmy w skrócie kto to taki. Cóż zapowiada się miły dzień.
Jeeej! Udało się. Jestem meeega zadowolona, że powróciła mi wena, bo takie pisanie na siłę jest bezsensu. Ten rozdział też jest w połowie wymuszony, ale jest! Dziękuję tym osobom, które cierpliwie czekają aż w końcu się zlituje i wstawię rozdział ;D
Mógłby być dłuższy, ale resztę chcę mieć w następnym.
Pozdrawiam - Normalna :)