piątek, 1 sierpnia 2014

Tweny one "Nathan zwariował i trafił do psychiatryka."




  Kilka dni temu opuściłam szpital. Nic poważnego mi się nie stało. Nie licząc siniaka. Jednak Nate uważa co innego. Wmawia sobie, że zagraża życie innym. Poszperałam, popytałam i okazało się co Nate ukrywał. Był pod ciągłą obserwacją przez cały czas. Miał bardzo trudne dzieciństwo, co wyryło się na jego psychikę. Nie umie zapanować nad gniewem. Z czym się nie zgadzam, bo przez cały mój pobyt w Domu Dziecka widziałam jego trzy wybuchy złości. Za pierwszym i drugim razem do niczego poważnego nie doszło,  lecz teraz Nate nie może sobie wybaczyć uderzenia dziewczyny. Nie wiem co stało się Isabell, ale chodzą plotki, że spędza całe dnie w pokoju przez jej obrażenia. Co jej się stało? Nie mam pojęcia, ale za bardzo wyolbrzymia sprawę. Nate nie mógł jej uderzyć. To jakiś absurd.
Jednak następnego dnia, kiedy szłam do fortecy na śniadanie, zauważyłam ją i jej trzy przyjaciółki. Na jej twarzy nie było żadnego widocznego obrażenia.
- Hej Katherine! - usłyszałam za sobą głos w drodze do szkoły. Odwróciłam się i ujrzałam Angelę w towarzystwie Sarah. Pamiętam ją, to ona pomagała Angie kiedy była niewidoma.
- Cześć Sarah, cześć Morris - przywitałam się z uśmiechem.
- Nie zaczekałaś na mnie - powiedziała Angela. - I nie mów do mnie po nazwisku.
- Em słyszałam, że Nathan zwariował i trafił do psychiatryka - rzuciła Sarah.
- Źle słyszałaś - mruknęłam. - Nie powinnaś słuchać tego co mówią ludzie. Szczególnie w tym miejscu.
- No dobrze, spokojnie... wariatka - ściszyła głos przy ostatnim słowie. Odetchnęłam kilka razy, aby się uspokoić.
- Sarah jesteś okropna - odezwała się Angela. - Cześć. Chodź Kate. - Dziewczyna wzięła mnie pod ramię i poszłyśmy w stronę szkoły.
- Nie Angie... ja tam nie wytrzymam. Muszę do niego jechać - powiedziałam przy samym wejściu.
- Pojadę z tobą, ok? - Pokiwałam głową. Zawróciłyśmy i szybkim krokiem udałyśmy się do gabinetu Carla.
- Dziewczyny, nie mogę was puścić samych - sprzeciwił się kiedy tylko spytałyśmy o pozwolenie.
- Simon z nami pojedzie - powiedziała Angela, a za chwilę dodała - Jednak nie... już lepiej żebyśmy jechały same.
- Może wpłyniemy jakoś na Nate'a i będzie mógł wrócić? - spytałam szeptem. Carl potarł zmęczone oczy. Przez dłuższą chwilę się zastanawiał.
- Nic nam się nie stanie - prosiła Angie.
- Dobrze... zaraz dam wam bilety. Tylko macie wrócić na obiad - zastrzegł patrząc na nas uważnie. Angela pochyliła się nad biurkiem i dała mu buziaka w policzek.
- Dzięki - rzuciła. Carl w odpowiedzi się uśmiechnął. Odwrócił się krzesłem do szafek. Otworzył jedną z nich i podał nam dwa bilety.
- Za 15 minut będzie autobus. Tu macie jeszcze klucz do bramy.
- Dziękuję Carl - odezwałam się stojąc w drzwiach.
- Przekonaj go - powiedział Carl. - Uważajcie na siebie.
Poszłyśmy do pokoju, szybko się przebrałyśmy z mundurka.
- Jestem taka podekscytowana jazdą autobusem - pisnęła Angie na schodach. - Dawno nie jeździłam sama.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Zastanawiałam się co mu powiedzieć. Jak dobrać słowa...a jeżeli wszystko pójdzie nie tak?
Zanim się obejrzałam podjechał autobus. Był prawie pusty, więc mogłyśmy zając miejsca jakie tylko nam się podoba.
- Co mu powiesz? - spytała Angela wyrywając mnie zzamyśleń.
- Nie wiem - przyznałam. Postanowiłyśmy, że wejdziemy tam  razem, a później zobaczymy...

***

  Angela bywała tu tyle razy, że bez problemu trafiłyśmy do szpitala. Podeszłyśmy do wielkiej tablicy, na której wypisane były na jakim piętrze znajdują się poszczególne oddziały. Musiałyśmy wejść na drugie piętro. Tam spytałyśmy się pielęgniarki gdzie leży Nate.
- Pokój numer 34 - odpowiedziała. - Jesteście znajomymi Nathaniela?
- Przyjaciółmi - powiedziała spokojnie Angela.
- Z ośrodka Angory?
- Tak - przytaknęłam.
- Może uda się wam wyciągnąć go na świeże powietrze? W ogóle nie chce wychodzić. Jednak dzisiaj zmusiliśmy go do umycia i przebrania w czyste ubrania. To już coś. Chodźcie ze mną.
Tak, więc ruszyłyśmy za przemiłą panią do jego pokoju.
- Nathaniel - odezwała się pielęgniarka. - Masz gości.
- Nie do mnie - mruknął. Pielęgniarka zachęciła nas gestem żebyśmy weszły. - Carl powiedział, że przyjedzie za kilka dni, a był wczoraj.
Siedział tyłem do nas wpatrując się w okno.
- Nathaniel Collarge kto by się spodziewał, że to ja odwiedzam ciebie, a nie ty mnie - odezwała się Angela. Nate odwrócił się zszokowany. Mierzył nas wzrokiem z góry na dół. Zsunął się z parapetu i wolnym krokiem podszedł.
- Co wy tu robicie? - spytał.
- Pogadamy na zewnątrz - rzuciłam spoglądając na pielęgniarkę.
- Aa - mruknął trafnie zgadując o co mi chodzi. - Ok, wyjde z wami.
- Nom, tylko załóż spodnie - dodała Angela wskazując na jego gołe nogi. Nate przeszedł przez pokój, zgarnął dresy i się zawahał.
- Nie dam rady - wydusił.
- Nate - powiedziałam podchodząc do niego.
- Może lepiej - odezwała się pielęgniarka.
- Zamknij się - przerwałam jej. - Natey - ponownie zwróciłam się do chłopaka, który usiadł na łóżku. - Na zewnątrz jest duża przestrzeń, nic nam nie zrobisz. Chodź - położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Widziałaś się w lustrze? - szepnął.
- To nic takiego. Tylko mało spałam - zapewniłam go szybko. Chłopak westchnął i wziął dresy. Nasunął je na siebie. Wyciągnęłam do niego rękę i uśmiechnęłam się zachęcająco. Śplótł swoje palce z moimi.
- Możemy iść - powiedział drżącym głosem. Pielęgniarka nie mogła ukryć zdziwienia. Żeby tego było jeszcze mało, zadowolona Angela przytuliła się do niego mocno. Ta babka była przekonana, że Nate jest niebezpieczny. Na samą myśl zachciało mi się śmiać.
Zjechaliśmy windą i wyszliśmy na zewnątrz. Kilka ławeczek, drzewa, krzewy. Usiedliśmy jak najdalej wścibskich osób.
- Dziewczyny - zaczął Nate - jesteście wielkie. Mam prośbę.
- Dajesz - rzuciła Angela. Chłopak rozejrzał się i szepnął w naszą stronę:
- Wyciągnijcie mnie stąd.
Spojrzałam na niego zszokowana.
- Okropnie mnie traktują. Wolę wrócić do domu dziecka.

***

  Czas powrotu się zbliżał, a my nie mieliśmy ochoty wracać. Zbyt dobrze nam się rozmawiało.
- Spokojnie Nate - uspokoiła go Angie. - Załatwię wszystko z Carlem. Jak wszystko dobrze pójdzie, wrócisz już jutro do... do domu - zacięła się przy ostatnim słowie. Nate pokiwał smutno głową.
- Staraj się być miły dla wszystkich. Może to pomoże? - dodałam niepewnie.
- Jasne, jakoś wytrzymam te kilka godzin.
- Dasz radę - uśmiechnęłam się pocieszająco. - Odprowadzić cię do pokoju?
- Poradzę sobie, dzięki.
- No to pa - powiedziałam wstając z ławki. Nate uścisnął Angelę, a później mnie. Widziałam smutek, tęsknotę w jego oczach. Postanowiłam zrobić wszystko, aby go wyciągnąć z tego miejsca.

***

- Angela! Gdzie my jesteśmy? - spytałam po raz kolejny, gdy kręciłyśmy się po mieście.
- Byłam przekonana, że w tę stronę szło się na przystanek.
- Spytajmy się kogoś- powiedziałam. Zaczepiłam pierwszą lepszą osobę i zapytałam o drogę.
- Em - zająknął się chłopak. - Żebym jeszcze sam wiedział! Chodzę tu od dziesięciu minut i żadnego przystanku.
- Marne pocieszenie - mruknęłam.
- Oj daj spokój Kat. Damy sobie radę - powiedziała Angie rozglądając się w koło. Zaczepiłam kolejną osobę tym razem z pozytywnym skutkiem.
- To w przeciwnym kierunku - oznajmił mężczyzna drapiąc się po kilku dniowym zaroście.
- Szlag by to - warknęła Angie. - Już lepiej sobie radziłam, gdy nie widziłam.
- Czekaj, czekaj... - przerwał jej facet. - Angela Morris? Ta, o której była ciągle mowa? Jednak ci się udało!
- Tak - uśmiechnęła się Angie. - Po wielu operacjach odzyskałam wzrok, lecz nie mogę go przemęczać.
- Razem z żoną wspieraliśmy ciebie całymi sobą. Akurat wtedy mieliśmy słabą sytuację finansową i żałowaliśmy, że nie mogliśmy pomóc.
- Ojej, dziękuję...
- Mogę coś zrobić dla ciebie oraz twoich przyjaciół? - wskazał na mnie i na chłopaka, który się do nas przyczepił.
- Jeżeli mógłby pan podwieźć nas na przystanek...
- Mój syn jeździ taksówką - przerwał jej. - Chodźcie, to niedaleko.
Ruszyliśmy w boczną uliczkę i za rogiem był postój taksówek.
- Przepraszam pana, ale my nie mamy pieniędzy tylko bilety na autobus - powiedziała Angie.
- Nie szkodzi. Na mój koszt.
- T-to ja już sobie poradzę - mruknął nieznajomy chłopak i zniknął w inną uliczkę.
- Dziwny - przyznałam. W tym czasie doszliśmy do dość nowoczesnego samochodu. Z środka wyszedł nie kto inny jak...
- Nie wierzę - szepnęłam. - Easy Walsh?
- Evans, gdzie zniknęłaś? Tyle czasu...
Easy był jednym z moich znajomych przed pożarem. Należał do najwyższej grupy społecznej w szkole. Był bogaty, urodę miał niczego sobie... posiadał wszystko na co leciały dziewczyny.
- Prawie rok - westchnęłam.
- Easy, zawieziesz te urocze dziewczyny do domu na mój koszt - powiedział jego ojciec. Że też wcześniej go nie poznałam. Co prawda zawsze to matka występowała na różnego rodzaju imprezach.
- Wsiadajcie - kiwnął głową na samochód. Zajęłam miejsce z przodu, a Angie musiała usiąść z tyłu.
- Dlaczego jeździsz taksówką? - zapytałam.
- Kara - warknął Easy. - Ojciec stwierdził, że nie będzie wiecznie na mnie zarabiał. Zamiast zatrudnić mnie gdzieś w firmie, wolał patrzeć jak się upokarzam kiedy widzą mnie znajomi - powiedział szybko. Odpalił silnik i wyjechał na drogę. - Dokąd?
- Nover, ośrodek Angory - odpowiedziała Angela. Easy kiwnął głową sprawnie wchodząc w zakręt.
- Co tam u ciebie, Kat? Nie widuję ciebie.
- Nie słyszałeś? Moi rodzice zginęli w pożarze, a ja ledwo wróciłam na ziemię. Jedną stopą byłam w grobie.
- Myślałem, że to kolejne głupie plotki. Poza tym wróciłem kilka miesięcy temu, więc sprawa ucichła. Teraz mieszkasz w Nover?
- Dokładnie - przytaknęłam. - Myśl sobie co chcesz, ale poznałam tam wspaniałych ludzi.
- I ładnych - dodał Easy zerkając w lusterko na Angelę.
- Jestem zajęta - warknęła Angie na co chłopak się skrzywił.
- Dalej taki sam - westchnęłam.
- No weź, skarbie - mrugnął oczkiem w moją stronę.
- Też jestem zajęta - uśmiechnęłam się szeroko.
- Po prostu bosko - mruknął mocniej wciskając gaz. Przyspieszyliśmy i żebym dziesięć minut później go nie zatrzymała, pojechałby dalej.
- Miło było cię zobaczyć, pozdrów resztę.
- I podziękuj dla ojca - dodał Angela. Zatrzasnęłyśmy drzwi.
- Nie mam pojęcia jak mogłam się z nim zadawać - mruknęłam. Dziewczyna się zaśmiała.
- Słodki dupek - podsumowała.
- Nie pogadałam z Nathanem - przypomniało mi się nagle.
- Jutro już tu będzie. Obiecuję - powiedziała zamykając bramę na klucz.
- Trzymam za słowo - westchnęłam i dodałam udają głos Easy'eo - skarbie -  zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy do gabinetu Carla.











 http://www.temysli.pl/demot/0_0_0_1279803874_middle.jpg




Nie zanudziłam Was?
Zastanawiałam się czy nie zakończyć tego bloga, ale kilka osób przekonywało mnie żebym tego nie robiła. Jasne, kocham tych bohaterów. Nigdy nie przywiązałam się do opowiadania...
Mam pomysły na dalsze rozdziały, ale na te co mają być teraz...pustka w głowie.
Muszę wiedzieć ile osób zależy na tym blogu. Przecież możecie być tutaj całkowicie ANONIMOWI. Co Wam zależy? Trudno skomentować nawet kropką? 
A może jednak będzie lepiej, gdy skończę Domowariato?
Normalna :c

7 komentarzy:

  1. Ani mi się waż kończyć! :D Fajny ten "Łatwy" ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twoje opowiadanie. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest megaaa *-* czekam na kolejny rozdzial ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie możesz skończyć :(
    Czekam na nn, rozdział jak zwykle fantastyczny <3 :)

    http://nothing-is-forever-baby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak skończysz tg bloga to Cię zamorduje i poćwiartuje xDDD
    A tag na serio to ty piszesz zajebiscie:D
    I szybciej pisz następną cudowną notkę ( pewnie znowu zaskoczysz ^ ^)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie kończ przecież ten blog jest zajebisty co do rozdziału boski czekam za nn

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Nie zajmie Ci to dużo czasu, a dla mnie to będzie motywacja :3
Dziękuję za każdy komentarz. I ten dobry i ten zły :)
Jeżeli chcesz żebym odwiedziła Twojego bloga zostaw link w zakładce "Spam!"