wtorek, 16 września 2014

Twenty two "Proste? Proste."

  Niebo. Gwiazdy. Koc i on.
Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Katty - wymruczał.
- Tak? - szepnęłam wpatrując się w jego oczy.
- Co ty ze mną robisz? - spytał dalej mając uśmiech na twarzy.
- Jaa? Niiicz - zaśmiałam się.
- Cii - uciszył mnie chłopak. - Słyszysz?
Rozejrzałam się po otoczeniu. Cisza jak zwykle o tej porze.
- Nic nie słyszałam - powiedziałam zdziwiona. Odwróciłam głowę w jego stronę. Nie sądziłam, że jest tak blisko mojej twarzy. Ostrożnie pocałował mnie w nos. Zachichotałam jak głupia. Chłopak zbliżył się do moich ust, a wtedy... wtedy się obudziłam. Zawsze! Ale to zawsze kończy się w takim momencie.
Zrzuciłam kołdrę na ziemię i zsunęłam nogi z łóżka. Zła na siebie, że kolejny raz uwierzyłam w sen, poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro zaspanymi oczami.
- Wyglądam jak zombie - wymruczałam do siebie.
- Marudzisz - ziewnęła Stevie zjawiając się obok mnie.
- Łoo dziewczyno! Gdzieś ty była? - spytałam zszokowana na widok jej rozmazanego makijażu na całej twarzy.
- Na imprezie - warknęła. - Ja i moi przyjaciele - czknęła głośno. - Wóda i papierosy. Byłooo zajeeefajnie. 
- Rany, Stevie. Lecisz na dno.
- Dzięki. Wiesz jak pocieszyć człowieka.
- Co się stało? - spytałam nieco zmieniając ton głosu.
- Nie tutaj - powiedziała machając ręką. - Chodź.
Miałam inny wybór? Poszłam za nią. Doszłyśmy na dach ośrodka. Ten sam, z którego skoczył Simon.
Stevie usiadła pod jedną ze skalnych bloczków. Otworzyła metalowe drzwiczki i wyciągnęła paczkę fajek.
- Chcesz? - spytała zauważając, że się jej przyglądam. Pokręciłam przecząco głową. Usiadłam obok niej.
- Drake mnie rzucił, a razem z nim opuściła mnie reszta - zaczęła dziewczyna. Odpaliła papierosa. - Wiesz jakie to uczucie? Beznadziejne. Myślisz, że masz wspaniałego, kochanego chłopaka i niezastąpionych znajomych aż tu nagle jedna wiadomość i ciebie odrzucają. Co tam, że nawet nie chodzi o mnie. Rozumiesz?! Straciłam wszystko. Dowiedzieli się prawdy. Nie jestem bogata jak oni. Nie mam ojca prawnika, matki, która ma własną firmę, ani domu z basenem. Mieszkam tu, bo moja matka jest pijaczką, a ojciec nieznany.
Stevie ucichła. Spojrzałam na nią niedowierzająco w to co słyszę.
- Jak ci się udało wkręcić sztywniaków ze szkoły? Myślałam, że wiedzą o tobie.
- Kat, kłamałam. Chciałam poczuć się jak oni. Poznałam Drake'a i resztę rozpieszczonych bogaczy... chciałam być jak oni.
Spojrzałam na dziewczynę. Patrzyła prosto przed siebie, a po policzkach spływały jej łzy. Przyciągnęłam ją do siebie. Wtuliła się mocno.
- Powiedz... chociaż warto było? - spytałam po chwili.
- Warto - chlipnęła. - Proszę, nic nie mów. Chciałam się wygadać i tyle.
- Okej - szepnęłam.

***

  Przy śniadaniu usiadłam przy moim stoliku. Mieszałam kaszę bez celu. Chwilę później przysiadła się Angela z Jeną.
- Hej Katherine - powiedziała Jena. - Może sałatki?
- Kasza jest okropna - przyznała Angela.
- Wcale nie - zaprzeczyłam. - Jest pyszna. Po prostu nie mam apetytu.
Zaczęłyśmy rozmawiać o tym jak możemy spędzić nadchodzące wakacje.
- Cześć! Słońce ty moje! - krzyknął wesoło Simon podchodząc z tacą kanapek. Dał Jenie buziaka w policzek i usiadł. - Naaate! Siad.
Nawet nie zauważyłam jak stoi niepewnie się rozglądając po sali.
- Chodź - powiedziała z uśmiechem Angela.
- Collarge, siadaj bo ci nakopie. Przerwałeś nam jedzenie - warknęła Jena pociągając go za rękaw.
- Soo... what's up? - rzucił Simon. - O czym rozmawiałyście?
- O wakacjach - odezwałam się.
- Spędzimy je na luksusowym jachcie! - rozmarzył się Simon. - Będziemy świetnie się bawić, a w wolnej chwili po leżakuję z moją Jeną.
- Marzenia - prychnęła dziewczyna, ale za chwilę dała mu całusa.
-  A ja chciałabym pracować - powiedziała Angela. - W jakiejś restauracji... albo może być kawiarenka.
- Szalona - podsumowałam z uśmiechem.
- No co? Wiecznie nie będziemy tu mieszkać. Chciałabym powoli zarabiać na wynajem mieszkania.
- Angie ma rację - odezwał się Nate. - Dobrze by było poszukać pracy. Nie możemy żyć wieczną zabawą.
- Poza tym to nasz ostatni rok w szkole obok - dodała Jena. - Wybieramy sobie zajęcia w jakimś zawodzie, a potem... kto wie.
- Potem dalsze kształcenia. Dodatkowe uczenie albo praca - pokiwał głową Nate głęboko się zastanawiając. - Kto jedzie dzisiaj na miasto? - zapytał z uśmiechem.
- Nie wypuszczą - powiedziała Jena.
- Co kombinujesz? - spytałam w tym samym czasie.
- Angela i Kat były u mnie w szpitalu. Carl nam ufa. Wezmę gitarę... trochę pogramy w parku.
- Ja mogę skrzypce - zgodziła się Jena. - Ostatnio trochę ćwiczyłam, a raczej przypominałam dawne lekcje - mrugnęła do nas oczkiem.
- Nie zabiorę perkusji - skrzywił się Simon.
- Angie pośpiewa, a ja jestem do niczego - powiedziałam.
- Coś wymyślimy - stwierdził Nate wstając od stołu. - No dalej! Jest sobota. Ruszamy w trasę.

***

  Carl się nie zgodził. Zmarnowani wyszliśmy na zewnątrz.
- Usiądźmy gdzieś tam - wskazała Jena palcem. Bez sprzeciwu ruszyliśmy za budynek i usiedliśmy pod jednym z drzew.
- I co zrobimy z resztą dnia? - spytał Simon.
- Zaraz wrócę - powiedział Nate.
- Gdzie on poszedł? - zdziwiłam się. Reszta wzruszyła ramionami. 
Nudzi mnie takie życie. Co prawda nie mamy żadnych obowiązków, nie musimy się o nic martwić. Wystarczy, że jesteśmy grzeczni i chodzimy do szkoły, a co z wakacjami? Każdy dzień będzie tak wyglądał? Jesteśmy prawie dorośli... powinni nas wypuścić do miasta, ale nie. Musimy tu być.
- Jak myślicie - odezwałam się - wyrzuciliby mnie z ośrodka jakbym stąd uciekła?
- Co ty gadasz? - rzuciła Angela. Leżała wsparta na łokciach z twarzą wystawioną na słońce.
- Mam dość życia tutaj - powiedziałam spokojna. Przejechałam dłonią po koniecznie. Zerwałam jedną i przyjrzałam się. - Patrzcie! Czterolistna konieczna. To znak - ucieszyłam się.
- Jasne - mruknęła Jena.
- Ale Kat dobrze myśli. Też chciałbym mieszkać we własnym mieszkaniu, mieć prawo jazdy, samochód, własne życie po prostu - westchnął Simon.
- A do tego praca, bo musisz mieć pieniądze na te mieszkanie, prawko, samochód, jedzenie i na inne wydatki - zgasiła go Jena. - Myśl realnie. Życie jest trudne i wymagające.
- Jena ma rację - poparła ją Angela. - Tu mamy wszystko.
- Prawie wszystko - dodałam.
- Oj tam - machnęła ręką Angie.
- Nie ma "oj tam", tak jest. Nie mamy tutaj wszystkiego - mruknęłam. - Chciałabym wyjść na swoje. Oo, idzie Nate i ma towarzystwo.
Chłopak szedł na przodzie wraz z innymi.
- Pomyślałem, że możemy pośpiewać, ale wpadłem na nich - powiedział wskazując znajomych z ośrodka.
- Szliśmy się bawić - wyjaśniła jedna z dziewczyn.
- W co? - zaśmiał się Simon. - W ciuciubabkę?
- Nawet - potwierdziła inna osoba. - Okropne nudy.
- To jest Simon - powiedział Nate - Jena, Angela i Katty. Mnie znacie.
- A ja jestem Maddy - pisnęła blondynka. - To moja siostra bliźniaczka Maya - wskazała dziewczynę obok.
- Cześć - mruknęła związując włosy w wysoki kucyk.
- To Stefano i Amos, też są bliźniakami - uśmiechnęła się Maddy. Spojrzałam na nich. Jedynie różnili się kolorem włosów.
- Który to który? - zagadnęłam. - Nie ułatwiacie zadania ubierając się tak samo.
- Amos jest zły - mruknął chłopak.
- Stefano jest zły - powiedział w tym samym czasie jego brat.
- Obaj to aniołki - dodała Maya swoim grobowym tonem.
- Ehe oczywiście - powiedziała Jena. - Już was lubię - uśmiechnęła się.
Mogę teraz ocenić, że Jena świetnie by do nich pasowała. Mimo swoich słodkich uśmiechów, mają czarne charakterki... oprócz Maddy, ona wydaje się słodka, lecz pozory mogą mylić.
- To co robimy? - zapytała Angela.
- Ciuciubabka! - krzyknął Simon. - Na sygnały. - Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Jedna osoba ma zawiązane oczy i szuka. Kiedy nie może na nikogo trafić, prosi o sygnał. Wtedy najbliższa osoba klaszcze dwa razy. Proste? Proste.


Tralala ;3
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wiele dla mnie znaczą! :)
Będę pisała, ale rozdziały  będą pojawiać się rzadziej...
Mimo braku weny oraz czasu napisałam taki oto rozdział. Jest jaki jest, ale ważne, że jest ;)
Mam nadzieje, że akcja w późniejszych rozdziałach będzie o wiele lepsza.
Pozdrawiam Normalna