sobota, 18 stycznia 2014

Nine "Raz jest z górki, a raz pod górkę."

  /Dobra, spokojnie, Katty ogarnij się! To nic złego...tylko chłopak chce pogadać./ Lekcja dłużyła się. Coraz zerkałam w stronę Louisa. Siedział przygarbiony i miał słuchawki w uszach. Wcale się z tym nie ukrywał. Za nim siedział Nathaniel i z nudów podrzucał długopis.
-...to może ktoś rozwiąże te równanie?- usłyszałam głos nauczycielki od matmy. Niezbyt skupiałam się na lekcji. Wałkowaliśmy ten temat od kilku dni.- Może Louis?- zapytała patrząc na niego wyczekująco. Nate dźgnął go długopisem w plecy, natychmiast się wyprostował i spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Poruszył ustami, ale nie usłyszałam co powiedział. Nathan tylko wskazał głową tablicę.
-No, Lorette- zaczęła pani Triqupey- Zobaczymy jak sobie radzisz z matematyki. Do tablicy!
Z ociąganiem podniósł się. Oczywiście żeby to zrobił jak uczeń, ale nie. On wolał najpierw odsunąć ławkę, a później sobie wyszedł odstawiając mebel na miejsce. Podszedł wolnym krokiem do tablicy na przodzie klasy. Wziął gąbkę i starł przykład, który miał wykonać.
-Co ty zrobiłeś? Miałeś rozwiązać ten przykład!- nauczycielka starała się być cierpliwa i miła dla nowego ucznia, ale było jej ciężko.
-Ooo to ja miałem to rozwiązać?- zapytał Louis z udawanym smutkiem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dobre zagranie na zyskanie czasu. Pani westchnęła i na nowo podyktowała przykład. Zrobiła to szybko nie patrząc czy Louis zapisuje. Jasne, że nie pisał.
-Człowieku, zlituj się- załamała ręce o ciężko opadła na krzesło przy biurku. W końcu po jakimś czasie przykład widniał na tablicy.
-RAA!- wrzasnął Simon, wszyscy spojrzeli na niego- Patrzcie na okno- wskazał palcem. Powiodłam wzrokiem razem z resztą w tamtym kierunku. W jednej chwili zobaczyłam jak szyba pęka i rozpada się na wszystkie strony, a w drugiej krzyk. Kogo? Nie wiem. Skuliłam się pod ławką. Wszystko ucichło. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że inni robią to samo. Koło mnie leżało mnóstwo odłamków szkła. Miałam szczęście, że nie siedziałam obok okna, tylko za nim, ale i tak było niebezpiecznie. Nauczycielka wydała kilka poleceń uczniom, którzy byli z przodu. Wyszli za drzwi.
-Ale jazda- szepnął za mną Louis.
-Jak ty się tu znalazłeś?!- zapytałam zszokowana. Ten tylko się uśmiechnął w odpowiedzi. Pomógł mi wstać. Zauważyłam krew na jego rękach.
-Krwawisz- powiedziałam wskazując czerwoną maź.
-Nie. Byłem zbyt daleko żeby mnie trafiło. To twoja krew.
Zerknęłam na swoje ręcę i dopiero teraz dotarło do mnie co się stało. Spojrzałam na swoje przedramiona, które były w krwi.
-Upss- wyrwało mi się. Wzruszyłam ramionami stwierdzając, że nic mi nie jest.
-Trzeba zaprowadzić do pielęgniarki tą panią- powiedział Louis wskazując na mnie.
-Jeszcze jest tu kilka osób. Zaprowadź ich- zarządziła nauczycielka po czym rozejrzała się- Gdzie Simon?
/Fakt. Nie widziałam go ani nie słyszałam odkąd rozbił szybę.../
-Ee Lou...- przerwałam widząc jego minę- Mogę tak do ciebie mówić? Lou?
-Eghm, taa.- podrapał się po skroni- Nikt tak do mnie nie mówi.
-To będę jedyna- uśmiechnęłam się- Ok, więc...czym rzucił Simon? Jak to się stało?- spytałam w drodze do gabinetu lekarskiego. Przed nami szły dwie dziewczyny.
-W sumie to i ja niewiele wiem, stałem tyłem- wzruszył ramionami.
-Już kiedyś to się zdarzylo, ale okno było otwarte- powiedziała dziewczyna z przodu.- Kocha rzucać krzesłami- dodała sarkastycznie.
-To jego hobby- odezwała się druga z przekąsem. W tym momencie zadzwonił dzwonek i zmieszaliśmy się w tłum ludzi.
***
  Z bandażami na rękach w końcu mogłam wyjść i poszukać Simona. Bardzo się o niego martwiłam. Zostawiłam Louisa i poszłam po Nate'a.
-Który to pokój Simona?- zapytałam jak tylko go zobaczyłam. Wychodził akurat z łazienki.
-Chodź- mruknął idąc w stronę wyjścia.
-Mam złe przeczucia- szepnęłam.
-Nic mu nie będzie. Jego stąd nie wywalą. Jedynie mogą zawiesić w sprawach szkoły. Trochę głupio, że nie zaszliśmy po kurtki. Zamarzniesz w samej bluzie.
-Jak miło, że się martwisz, ale mam coś innego na głowie.
  Dotarliśmy na miejsce i szybko weszłam do środka. Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Rozejrzałam się i zobaczyłam przymknięte okno. Spojrzałam na Nate.
-Da się wejść na dach?- spytałam.
-Da, da. Na początku jest stromo, a później prosty dach. Całkiem przyjemnie się tam siedzi.
-Sprowadź Carla- powiedziałam przechodząc jedną nogą przez okno.
-Ej! Nie możesz tam wejść!- krzyknął za mną.
-Muszę sprawdzić!- odkrzyknęłam. Owiał mnie chłodny wiatr. To będzie cud jak zejdę stąd cała. Wspięłam się na mały murek i faktycznie dalej był prosty dach. Śmieszne jest to, że jak patrzy się na ośrodek z przodu widać przepiękną kamienicę z wysokim dachem. Cóż w tym skrzydle zainwestowali w prosty. Przynajmniej łatwo zobaczyłam postać stojącą niebezpiecznie blisko muru. Podbiegłam w tamtą stronę.
-Simon!- krzyknęłam przekrzykując wiatr. 
-Wyjdź!- nawet się nie odwrócił- Nie zbliżaj się, bo skoczę.
-Nie zrobisz tego!
-Jesteś pewna?! Moje życie jest do dupy...nawet nie wiem po co ci to mówię. Przecież jesteś nowa i mnie nie znasz.- w jego głosie słychać było ból.
-Chcę cię poznać. Dzięki tobie się tu odnalazłam.
-Bzdury!- wrzasnął. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej niego. Cały czas Simon opowiadał jaki jest głupi, jak to jego rodzice go nie chcieli, w wieku 4 lat ogolił kota na łyso i ciągle mówił, że jego życie jest do bani.
-Słuchaj, Simon. Życie zawsze będzie ciężkie. Tylko raz jest z górki, a raz pod górkę. Musisz zwalczyć wszystkie napotkane przeszkody, aby stać się silniejszą osobą. Rozumiesz?-.wychrypiałam ostatnie pytanie. Od krzyczenia rozbolało mnie gardło. Nastąpiła chwila ciszy. Simon powoli prawie niezauważalnie pokiwał głową. Odwrócił się przodem do mnie i zobaczyłam jego twarz zalaną łzami. Dzielił nas jeden krok wystarczyło wyciągnąć rękę.
-Masz rację, Kat.- podniósł nogę i stracił równowagę. Przez chwilę łapał się powietrza, aż w końcu spadł. Usłyszałam wrzask. Dopiero później zorientowałam się, że to ja krzyczę. Padłam na kolana i poczołgałam się do muru. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Simona, który leżał bokiem 3 metry dalej ode mnie. Wstrząsnęły mną dreszcze i poczułam czyjeś dłonie. Louis pomagał mi wstać.
-Zabierz ją stąd i ogrzej natychmiast- usłyszałam przez mgłę głos Carla. Kątem oka zobaczyłam grupę ratowniczą jak rozwijają sprzęt. Resztę pamiętam urywkami. Jakby ktoś ciachał nożyczkami kawałek papieru. Tak wyglądał mój mózg.


Jejeje skończyłam! 
Huehue to nie tak miało być, ale no cóż tak to jest jak zaczynam pisać u Oli w domu xd 
Macie może jakieś pytania?^^ Na wszystkie z chęcią odpowiem na tyle ile będę mogła :)

Zakładka "Bohaterzy" jest w naprawie chociaż już możecie zobaczyć jak wygląda Louis i Carl. Miało nie być więcej zdjęć bohaterów, ale oni są ważni i potrzebni.

Ten rozdział miał być dłuższy i mógłby, ale tak się fajnie skończyło i nie chciałam tego psuć. W następnym postaram się bardziej.

Dziękuję za komentarze te prywatne jak i te pod poprzednim rozdziałem :)
Tia.

2 komentarze:

  1. Simon Simon czubke cos ty narobil? Awgh niepotrafie tego skomentowac bo to jestb tak w uj zajebiste. Szkoda ze tak krotki :( czekam z niecierpliwoscia na nowy!!!!!!!!!!!! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Simon to mój MISTRZ. Ja go wielbię! I ku*wa on ma żyć!!! Wszystko super tylko jest mi przykro z powodu SIMONA, ale mam nadzieję, że on przeżyje...Czekam nn ;)

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Nie zajmie Ci to dużo czasu, a dla mnie to będzie motywacja :3
Dziękuję za każdy komentarz. I ten dobry i ten zły :)
Jeżeli chcesz żebym odwiedziła Twojego bloga zostaw link w zakładce "Spam!"