Po okropnych minutach mojego życia mogłam w końcu wyjść z łazienki. Byłam zła i obolała po siedzeniu w niewygodnej pozycji. Bezpośrednio poszłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami po czym rzuciłam się na łóżko wciskając twarz w poduszkę.
- O nie Katty - szepnęła Angela. - Coś ty zrobiła?
- Dlaczego na tym świecie istnieją takie osoby! - wymruczałam.
- Płeć przeciwna bywa różna, ale chyba nie było aż tak źle? - spytała dziewczyna przysiadając na moim łóżku. Spojrzałam na nią. Dopiero po chwili zrozumiałam, że przecież miałam iść do Nate'a.
- Niee Angie...źle mnie zrozumiałaś - zaśmiałam się. - Nie byłam u niego.
- O matko - westchnęła Angela robiąc facepalma. - Tchórz.
- Już, już od razu tchórz - rzuciłam. Usiadłam po turecku. - Nie doszłam do niego.
- To co ty robiłaś tyle czasu? - zdziwiła się Angie.
- Siedziałam na sedesie i słuchałam gadki Gwiazdeczek - wycedziłam patrząc jej prosto w oczy.
- O jejciu współczuję ci - spuściła głowę, a po chwili roześmiała się.
- Dzięki! Myślisz, że tak fajnie ich słuchać przez tyle czasu? Do tego dodam, że była z nimi Alisson.
- Dołączyła do nich?
- Tak - potwierdziłam kiwając głową.
***
Po obiedzie mieliśmy standardowe spotkanie z Carlem. Oczywiście Alisson też przyszła.
- Mam pytanie - zaczęła. - Chodzi o zespoły. Można stworzyć z kimś z innej grupy?
- Zasadniczo nie - zamyślił się Carl. - Jedynie jeżeli byś należała do danej grupy. Staramy się nie mieszać wychowanków.
- Możesz to rozwinąć? - spytała.
- Jasne. Wy jesteście moją grupą i nie mogę wysłać jednej osoby do innej, ponieważ zakłóciłoby to nasz system wychowania - wytłumaczył Carl.
- To ja chce należeć do innej grupy - rzuciła Alisson.
- Zobaczymy co da się zrobić. Dzisiaj mamy zebranie, więc się dopytam.
***
Na drugi dzień po szkole Alisson już z nami nie było. Siedziała przy stoliku Gwiazdeczek na środku jadalni. Mogliśmy tylko ją wyśmiać. Trudno, jej wybór. Poprawił mi się humor na spotkaniu. Pojawił się także Louis. Pokazaliśmy mu sprzęt, który znaleźliśmy przypadkiem. Był zachwycony.
- Niesamowite - zachwycił się biorąc do ręki gitarę elektryczną.
- Angela, Jena, Kat macie wolne, ale musicie tu zostać w razie kontroli zajęć - powiedział Carl.
- Zgoda - potwierdziłam. Usiadłyśmy sobie na kanapie i przyglądałyśmy się ich poczynaniom.
- Macie jakieś piosenki? - spytał opiekun.
- Ja chcę zaśpiewać o wielkim wybuchu! - wykrzyknął Simon.
- Ale jak to? - zapytał Nate.
- Noo...tituti - zanucił sobie pod nosem. - The Big Big Bang the reason I’m alive When all the Stars collide in this Universe inside The Big Big Bang danadana. i tak daleeej.
- Świetne, świetne - poklepał go z radością Louis. - Masz tego tekst?
- Jasne, w pokoju - potwierdził.
- Nom, a muzyka? - spytał Nate.
- To będzie coś takiego najpierw dadudidaa. Perkusja, czyli ja... gdzieś tam zaczyna gitarka.
- Ja? - rzucił Nate.
- Tak! Świetnie Nate, poklepać cię po główce? - spytał Simon. - Zejdź na ziemię.
- No dobra - zgodził się. - Czyli grasz na perkusji i śpiewasz?
- Loui zaśpiewa - westchnął ciężko.
- Ale ten refren świetnie ci wyszedł - pochwaliła go Jena. Simon uśmiechnął się i wrócili do ćwiczeń.
Śmieszny był widok kiedy coś sobie tłumaczyli. Nate krzyczał do Simona, że to będzie tratata, a on się z tym nie zgadzał twierdząc, że bambibu będzie lepsze. Z naszej perspektywy wyglądało to dziwnie, ale oni się świetnie dogadywali.
Kiedy zajęcia dobiegły końca Nate poprosił żebym została. Angie szybko pokazała dwa uniesione w górę kciuki. Poczekaliśmy aż wszyscy wyjdą. Zapewniliśmy ich, że pochowamy instrumenty do schowka.
Nastąpiła cisza kiedy zrobiliśmy już wszystko. Opadłam na kanapę, a Nate klapnął obok z gitarą. Pewnie gdyby mógł nigdy by się z nią nie rozstawał.
- Czemu nie chcesz śpiewać? - wydusiłam w końcu jakieś słowa.
- Nie umiem - wzruszył ramionami.
- Na ognisku zaśpiewałeś - sprzeciwiłam się spoglądając raz na niego, a raz na kanapę przykrytą kocem.
- To było coś innego.
- Zagraj coś - poprosiłam - dla mnie.
- Okej - odkaszlnął nie spodziewając się takiej prośby z mojej strony. Zabrzdąkał kilka nut, lecz nie dane było mi się wczuć, ani rozmarzyć. Do pokoju wparowały Gwiazdeczki.
- A one czego tu? - mruknęłam oburzona do Nate'a.
- Oj. - Isabell niewinnie przyłożyła palec do ust. - Chyba w czymś przeszkodziłam...?
- Co cię tu sprowadza? - spytał Nate zaciskając pięści. Przewodnicząca Gwiazdeczek spojrzała na swoje dwie podopieczne. Uśmiechnęła się słodko.
- Chcę pogadać.
- A jeżeli ja nie mam ochoty? - spytał chłopak. Coś mi kazało się nie odzywać. Dlatego też siedziałam cicho.
- Nie interesuje mnie czy ty masz - wycedziła. Znikł słodki, kłamliwy uśmieszek z jej okrągłej, wypudrowanej buźki. - Potrzebuję pomocy i ty mi ją dasz.
- Czego chcesz Izzy? - warknął Nate. Spojrzałam na niego zszokowana. Rzadko kiedy zachowywał się niegrzecznie. Zawsze starał się być miły oraz opanowany, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Nie wiesz? Tylko ciebie chce - mrugnęła oczkiem. Dwie dziewczyny po jej prawej zachichotały.
- Isabell wyjdź - odezwałam się drżącym głosem co raz spoglądając na Nate'a. Już nie siedzieliśmy na kanapie. Wystarczy jeden błędny ruch.
- O, patrzcie kto się odezwał. Kochana Katherine, wybawicielka... - dziewczyna zaklaskała w dłonie. Jej podopieczne prychnęły patrząc na nas z pogardą.
- Nate - odezwałam się do niego. - Zajmę się tym ok? - nie zareagował. Stał z zacięśniętymi pięśćmi, cały był spięty i do tego ciężko dyszał. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. - Nate... - powiedziałam ostrożnie zastanawiając się jak dobrać słowa.
- Kate, odsuń się - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Popatrz na mnie. Nathanielu, mówię do ciebie. - Przesunęłam się i teraz stałam na przeciw niego unosząc się na palcach. Ujęłam jego twarz w dłonie i chciałam spojrzeć mu w oczy kiedy odepchnął mnie z wielką siłą na bok. Wylądowałam pod ścianą uderzając głową. Nate rzucił się na Isabell, która patrzyła się na niego szyderczo. Przytrzymał ją za nadgarstki. Dziewczyna zbladła niesamowicie, że mogłaby spokojnie grać trupa w filmie. Słyszałam jak wrzeszczę jego imię i żeby tego nie robił, później wszystko ucichło. Straciłam przytomność i obudziłam się z okropnym bólem głowy. Przymrużyłam powieki starając się przypomnieć ostatnie chwile. Isabell, Nate, ściana. Niedobrze mi. Chyba zaraz zwymiotuje... No, ale moment. Gdzie ja jestem? Leże na łóżku... szpitalnym. Z sufitu zwisa lampa, a obok mojej lewej stoi parawan. Za to po prawej były drzwi. Leżałam w bezruchu nasłuchując jakiś kroków. Brak, ale za to usłyszałam ciche buczenie i przyspieszony oddech. Ciężko było mi się skupić, ponieważ pulsowała mi cała głowa. Wystarczyło wyciągnąć rękę, aby odsunąć kawałek parawanu.
- Katherine Evans - usłyszałam głos mężczyzny. - Jak dobrze, że się obudziłaś.
- Długo spałam? - wychrypiałam spoglądając jak do mnie podchodzi w białym fartuchu.
- Dwadzieścia cztery godziny - odpowiedział. - Jak się czujesz?
- Pulsuje mi głowa.
- Dobrze - powiedział majstrując przy czymś obok. Dopiero teraz zobaczyłam podłączoną kroplówkę. - To nic takiego. Zbadaliśmy twoją głowę i nic się nie stało. Będziesz miała guza. Spróbuj jeszcze się przespać. Zgoda? - spytał, więc pokiwałam głową. Przeszedł za parawan.
- Nathanielu? - usłyszałam doktora. Nate, on tam jest! - Wiem, że nie śpisz. Musimy pogadać.
W odpowiedzi usłyszałam kilka mruknięć. Nie zrozumiałam ani jednego słowa. Doktor westchnął i chwilę później cicho zamknął za sobą drzwi.
- Nate? - odezwałam się szeptem. - Jesteś tam?
Dlaczego ta głowa musi tak pulsować? Kiedy myślalam, że nie usłyszę odpowiedzi odezwał się on.
- Och Kate - chlipnął. - Tak bardzo mi przykro. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Przepraszam Agnieszko! Wiem, że nie ma tego czego chciałaś, ale musiałam wrzucić Gwiazdeczki.
Egh rozdział nie jest taki jaki sobie wyobrażałam, ale... ujdzie.
Przynajmniej ja tak sądze...
zamorduję cię! Mam nadzieję że Kate nie będzie na niego zła xD a Gwiazdki...cóż...im się należało xD
OdpowiedzUsuńCiekawe co bd dalej... :)
OdpowiedzUsuń