czwartek, 28 listopada 2013

Two "Malowana Czarownica"

  Nie śpię od jakiś kilku minut. Leżę z zamkniętymi oczami i nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Nawet nie wiedziałam gdzie jest łazienka. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam zwykłą dziewczynę ubraną w prosty strój. Rzuciła plecak na łóżko po czym poszła otworzyć okno. Poruszyłam się i już chciałam wstawać kiedy ona się odezwała:
-Kim jesteś?
-Jestem Kat. Myślałam, że wiesz.
-Nikt mi nie powiedział- odparła i ostrożnie podeszła do łóżka- Wróciłam wcześniej niż miałam, więc nie zdążyli mi powiedzieć. Od kiedy tu jesteś?
-Od wczoraj.- podeszłam do szafy wyjmując z niej czyste ubrania.- Zaprowadzisz mnie do łazienki?
-Miło Cię poznać. Jestem Angela- powiedziała z przekąsem.
-Przepraszam...jest mi strasznie głupio- wypaliłam podchodząc do niej- Przepraszam.- dotknęłam jej ramienia.
-Don't touch me!- krzyknęła przestraszona, a po chwili dodała- Chodź za mną. Łazienka jest wspólna.-ruszyła do wyjścia nawet się nie oglądając.
  Wzięłam prysznic i szybko się ubrałam.
-No, w końcu- mruknęła jakaś dziewczyna kiedy wyszłam.
-Przepraszam.- wygląda na to, że cały dzień będę przepraszała. Szybko trafiłam do pokoju. Rzuciłam poprzednia ubrania na łóżko i popędziłam na śniadanie. Przy wejściu do fortecy wpadłam na chłopaka.
-Przepraszam.- walnęłam się ręką w czoło.- Ile jeszcze?
-Ile jeszcze czego?- zapytał wchodząc razem ze mną do środka.
-Przepraszałam dzisiaj już tyle razy...a dopiero zaczął się dzień. Masakra jakaś.
-Nie jest źle- zaśmiał się cicho.- Nie widziałem Cię tu wcześniej. Simon* kłania się nisko.- jak powiedział, tak zrobił. Zaśmiałam się biorąc tackę i nakładając na nią jedzenie.
-Cześć Simon, jestem Kat.
-Mogę z Tobą usiąść?- zapytał jak już byliśmy koło stolika, przy którym siedziałam wczoraj. Przytaknęłam.
  Całkiem miło się z nim rozmawiało. Wytłumaczył mi wiele spraw i zasad. Każdy ma jakieś zajęcia dodatkowe, a tak normalnie są lekcje.
-Więc musisz iść do Loli.- zakończył. Widząc moją minę dodał- Pani Lola to dyrka. Brenda Poppins.- uśmiechnął się. Spojrzałam w jego zielone oczy i zapytałam poważnie.
-Czemu ze mną usiadłeś?
-Ee? Nie rozumiem.
-Jestem nowa.Wszyscy traktują mnie jak jakąś niedorozwiniętą, przynajmniej dziewczyny z łazienki.- mruknęłam.
-Takie życie. Patrzą na wygląd i zbyt szybko oceniają.
-Skąd to możesz wiedzieć?
-Proszę Cię. Spójrz na mnie.- zerknęłam nie podnosząc głowy.- Włosy wiecznie w nieładzie. Ciemne loki, każdy wystaje jak chce. Świr. To moje przezwisko. Te najpopularniejsze. A to- walnął pięścią w stół- Jest moje miejsce. Zauważyłem Ciebie tu już wczoraj.
-Widzisz tylko swoje wady, są i zalety. Przepraszam. Chcesz to zmienię miejsce.
-Przestań przepraszać i weź się w garść, bo sobie nie poradzisz. Wyglądasz jak kupa nieszczęść. Nie mów mi o zaletach, bo zaraz wyskoczę z okna! Bzdury opowiadasz.
/Jeszcze dostałam ochrzan od nowo poznanego kolegi. Sympatycznie./
  W milczeniu skończyliśmy jeść. Przy wyjściu Simon odezwał się:
-Do zobaczenia na lekcjach.


***

  Mniej więcej już się orientuję w terenie. Czasami są tabliczki na ścianach gdzie co jest. Gabinet Brendy Poppins znalazłam bez problemu. Zapukałam dwa razy i po cichym "proszę" weszłam do środka. Poczułam zapach drewna. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że musiało być niedawno wyremontowane. Obrazy na ścianach, drzwi do innego pomieszczenia, a po środku biurko, przy którym na przeciwko stały dwa fotele.
-Proszę, usiądź Katherine- powiedziała pani Lola. Delikatnie przysiadłam na jednym z foteli. Ona sama zajęła miejsce za biurkiem.
-Tu są listy na zajęcia dodatkowe. Wybierz sobie, które Ci najbardziej odpowiada, a tu masz plan lekcji- podała mi dwie kartki.- Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Tu masz jeszcze mundurek.
-Mhm- mruknęłam.- Mundurek? Extra.- pokręciłam głową. /Katastrofa./
-Jak Ci się tu podoba? Poznałaś kogoś? Jedzenie smakuje?- zalała mnie falą pytań. Pomyślałam chwilę nad odpowiedzią.
-Strasznie dużo korytarzy. Jeszcze nie byłam w wielu miejscach, więc nie mogę ocenić.- westchnęłam.- Trzy osoby. Jedzenie...może być.
-Dobrze. Nie będę Cię zatrzymywać. Przyjdź do mnie po lekcjach i zdecyduj się na jakie zajęcia chcesz chodzić.
-Jasne. Do widzenia.
-Do widzenia.
  Wyszłam z tego strasznego pomieszczenia i zerknęłam na swój nowy plan.
-Biologia sala 28.- powiedziałam do siebie, zerknęłam na napis mniejszym drukiem, który informował, że lekcje są w innym budynku oznaczonym SG, cokolwiek to znaczy. Jeżeli chcę zdążyć na lekcję muszę się pospieszyć. Wbiegłam po schodach prosto do oddziału żeńskiego. Wpadłam do pokoju mało nie przewracając Angeli.
-Cześć- przywitałam się. Zaczęłam się przebierać
-Cześć Kat. Gdzie tak pędzisz?- spojrzałam na nią, a ta natychmiast spuściła wzrok w dół.
-Do szkoły.- odpowiedziałam. Wyjęłam z szafy kurtkę i zmieniłam buty.
-Masz jeszcze pół godziny. Na 9 zaczynają się lekcje.
-Nie chcę się spóźnić. Muszę jeszcze znaleźć salę.
-Zaprowadzić Cię?- spytała zakładając buty.
-Było by miło. Angela?
-Hm?- mruknęła nie podnosząc głowy.
-Masz dwie inne skarpetki. Jedna jest niebieska, druga czarna.
Angela dotknęła swoich stóp, a po chwili odpowiedziała:
-Tak mi się podoba. Lubię odmienny styl.- dotknęła jeszcze raz i szybko założyła buty. Sprawdziła czy ma zawiązane sznurówki, uśmiechnęła się i założyła kurtkę. Patrzyłam na nią zaciekawiona. Dotykała wszystko z taką czułością, aż wydawało się to dziwne.
-Podasz mi torbę? Leży na łóżku.- powiedziała Angela. Podniosłam jej ciężką torbę i podałam na wyciągniętej ręce. Nie zareagowała.
-Masz.
-A sorki. Zamyśliłam się.- wzięła ode mnie torbę.- Chodźmy.


***

  Wyszłyśmy na mroźne powietrze i skierowałyśmy się w prawo. Prosta droga. Trochę wyglądało to jak park.
-Ładnie musi być tu latem- odezwałam się.
-Nie wiem- powiedziała Angela.
-Od kiedy tu jesteś?
-Od jakiegoś czasu- odparła zagadkowo.
-Hej Angie!- krzyknęła jakaś dziewczyna podbiegając do nas. Przytuliła się do Angeli.
-Witaj Sarah. To jest Kat, nowa.- przedstawiła mnie.
-Cześć Kat, witaj w naszych progach.- położyła rękę na ramieniu Angeli i ruszyłyśmy dalej.- Gdzie masz?
-Biologię 28- odpowiedziałam.
-Ok, zostawisz kurtkę w szatni, która jest na lewo, a później wejdziesz na parter. Salę 28 znajdziesz bez trudu.- wytłumaczyła mi Sarah, a ja starałam się zapamiętać każde słowo.- Z Angie mam coś do załatwienia.
-Eee, spoko.- zdążyłam wydusić i już ich nie było. Zostawiły mnie przy wejściu do szkoły. Westchnęłam i pchnęłam ciężkie drzwi. Zgodnie ze wskazówkami poszłam w lewo.
  Po kilku minutach trafiłam do sali. Co prawda spóźniłam się, bo zbyt długo błądziłam po szatni. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach. podeszłam do biurka i podałam karteczkę ze swoimi danymi dla nauczyciela.
-Dobrze Katherine. Usiądź na wolnym miejscu. Niestety koło Simona.- powiedziała pani od biologii. Ubrana była w sukienkę do kostek i sweter. Muszę przyznać, że kobieta nie należy do osób najpiękniejszych. Jest zbyt chuda i śmierdzi od niej rybami. Wszyscy gapili się na mnie jakby kosmitkę zauważyli. Podeszłam do trzeciej ławki od okna i przywitałam się z Simonem.
-Zły jesteś, że zajęłam Ci miejsce w jadalni? - szepnęłam kiedy zaczęła się lekcja.
-Nie rozmawiam z Tobą- powiedział nawet na mnie nie patrząc.
-Zrobiłam coś?- /Kurczę co mu się stało. Jeszcze godzinę temu krzyczał na mnie, a teraz? Nie rozumiem gościa./
-Cicho. Lekcja jest. Hello! Ktoś próbuje tu się uczyć.
Całkowicie padło mu na mózg. 
-Hej- szepnęła dziewczyna z tyłu. Odwróciłam się.
-Hm?
-Nie...- nie dokończyła, ponieważ pani Warner je przerwała:
-Kochaniutka! Na przerwie się rozmawia, a ty się odwróć.- zwróciła się do mnie. Zmrużyła oczy.
-Spokojnie, bo pani jeszcze żyłka pęknie- mruknęła dziewczyna za mną. Warner wróciła do prowadzenia lekcji, a chwilę później na ławkę spadła karteczka. Rozwinęłam ją:
"NIE PRZEJMUJ SIĘ NIM. 
ON MA NIE PO KOLEI W GŁOWIE.
PO LEKCJI NORMALNIE BĘDZIE GADAŁ.
MA CHWILOWĄ UTRATĘ PAMIĘCI XD
                               JENNA"* 
Zaśmiałam się. Spróbowałam skupić się na lekcji. Warner ględziła o komórkach w ludzkim ciele. Tego się nie da słuchać! 
  Pisałam długopisem po marginesie kiedy zadzwonił dzwonek. Wszyscy rzucili się do wyjścia. Wzięłam swój zeszyt i spakowałam go do torby. Nie mam książek. Zauważyłam, że mało kto ma. Widocznie nie są potrzebne.
-Cześć Katty- odezwał się głos, który mógł tylko należeć do Simona.- Jemy razem obiad?
-Yyy...dobrze się czujesz?- /nic z tego nie rozumiem./
-Tak. Czemu pytasz?
-Aaa, tak sobie.
-Hej nowa- powiedziała Jenna podchodząc do nas.- Siems Simon.
-Cześć Malowana Czarownico- mruknął.
-Fallover...mam prośbę. Zamknij jape- zwróciła się do niego Jenna.
-Jestem Simon Fallover i w tym momencie sobie idę!- ustał na baczność, zasalutował jak żołnierz i odszedł. 
Patrzyłam na to wszystko i się zastanawiam czy nie jestem w domu wariatów.
-Że też istnieją tacy ludzie- odezwała się Jenna po chwili milczenia. Spojrzałam na nią. Stwierdzenie "Malowana Czarownica" pasowało do niej. Miała mocny, ciemny makijaż, paznokcie pomalowana na czarno. Jedyne co nie było czarne, to jej włosy. Rude.
-Olewam zasady i mam nadzieję, że mnie wywalą...ale są strasznie uparci- powiedziała zobaczywszy, że jej się przyglądam.- A co do Simona, wszyscy wiedzą, że to świr.
-Wydawał się fajny przy śniadaniu- mruknęłam.
-Pozory mylą.- odwróciła się i poszła przed siebie.
  Zostawiła mnie z milionem nie zadanych pytań.
/Po pierwsze: Kim ona jest? Wygląda niczym jakiś wampir ze "Zmierzchu"/ Zaśmiałam się pod nosem. 
/Po drugie: Co jest nie tak z Simonem Fallover'em? Czy to prawda, że ma chwilowe utraty pamięci? To dom wariatów, więc o wszystko mogę podejrzewać.
Po trzecie: Gdzie ja znajdę salę 302, w której mam matematykę?/  




Czeeeść :)
Rozdział drugi za nami.
Jakieś wrażenia?
Potrzebna mi Wasza opinia.

Ehm, więc:
Co myślicie o zachowaniu Simona?
A Jenna?
I na końcu, co sądzicie o Angeli?

Pojawi się jeszcze jeden z ważniejszych bohaterów ale dopiero
 w trzecim rozdziale :3
**Zdjęcia w zakładce "Bohaterowie"

sobota, 23 listopada 2013

One "Dom Wariatów"

  Moi rodzice zginęli w pożarze. Nie mieli tyle szczęścia co ja. Tego dnia położyłam się wcześniej do łóżka, a rodzice zostali, aby zjeść swoją romantyczną kolację. Nie wiem co się stało dokładnie...
  Od tego zdarzenia minął miesiąc, a teraz jestem w drodze do domu wariatów dziecka. Nie mam żadnej bliskiej rodziny. Czuję kompletną pustkę. Moje życie rozpadło się na kawałki. Czy jest mi smutno? Zastanawiam się nad tym każdego dnia. Już nie. Rodzice nie chcieliby, aby ich jedyna córka płakała po nich. Zapewne chcieliby żebym wspominała ich z uśmiechem.


***

  Kiedy samochód zatrzymał się, wyjrzałam przez okno. Niezbyt ciekawy widok. Podjazd, trawnik, kilka drzew i wielkie schody prowadzące do dużych drzwi. Dom stoi oddalony od miasta żeby tam dotrzeć potrzebny samochód. Chyba, że ktoś lubi chodzić jakieś 5 kilometrów.  
-Panienko Katherine- odezwał się kierowca- Pora wysiadać. Powodzenia.
-Dziękuję. Do widzenia.- powiedziałam i wysiadłam. Wzięłam swoją walizkę. W moją stronę szła kobieta.
-Katherine Evans? Jestem Brenda Poppins, dyrektorka całego domu dziecka.- podała mi dłoń, uścisnęłam ją lekko.- Proszę za mną. Zaprowadzę Cię do pokoju.
  Weszłyśmy do przestronnego holu gdzie znajdowały się kanapy i duży telewizor. 
-Tutaj znajduje się jedno z głównych pomieszczeń, przyjmujemy odwiedziny w tym miejscu.
-To sieroty także ktoś odwiedza?- mruknęłam rozglądając się.
-Owszem. Przyjaciele, znajomi, a nawet rodzina. W pokoju nie przyjmuje się gości, ale są wyjątki za moją zgodą.- widząc moją minę, dodała- Współlokator może sobie nie życzyć odwiedzin.
-Czyli nie będę miała oddzielnego pokoju?
-Nie. Dzielisz pokój z Angelą Morris. W tej chwili jej nie ma. Wróci jutro.
Zdjęłam kurkę i przewiesiłam ją przez ramię. Przeszliśmy kilkoma korytarzami i nawet jeśli chciałabym uciec, nie miałabym jak. Można tu się zgubić. Weszliśmy schodami na górę.
-Na drugim piętrze są pokoje chłopaków, a tu na pierwszym...dziewczyn. Pokój 103 jest twój, ze względu na to co się stało, postaram się jak najszybciej znaleźć rodzinę zastępczą.
-Nie chcę żeby ktokolwiek o tym wiedział.- powiedziałam martwym głosem.
-Dobrze. Tylko ta mała blizna na szyi daje do myślenia, jesteś naprawdę dzielna.- uśmiechnęła się, a ja natychmiast poprawiłam włosy tak, aby zasłonić jedyny ślad po pożarze. 
Przeszłyśmy jeszcze kawałek i pani Poppins wskazała drzwi do pokoju.
-Rozpakuj się. Przyślę kogoś żeby zaprowadził Ciebie na kolację.- po tych słowach zawróciła i ruszyła przed siebie stukając obcasami. Westchnęłam ciężko. Weszłam do środka rozglądając się. Duże okno, dwa łóżka, dwie komody i przy wejściu duża szafa. Na jednym z łóżek były porozrzucane książki inne rzeczy, a poza tym było tu czysto. Nie jest najgorzej. Zajrzałam do jednej komody. Ubrania ładnie poskładane w kostkę i poukładane kolorystycznie. Na szafce nocnej zobaczyłam zdjęcie dziewczyny z chłopakiem.
-Pewnie ty jesteś Angela Morris- powiedziałam do siebie. Wrzuciłam ubrania do mojej szafki i rzuciłam się na łóżko.
  Usłyszałam pukanie do drzwi. Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się po pokoju.
-No tak. To jednak nie był sen- szepnęłam, a głośniej poprosiłam żeby ten ktoś wszedł do środka.
-Cześć- przywitała się dziewczyna w moim wieku.- Jestem Stevie Ray, a ty?
-Katty. Katherine Evans.
-Mogę mówić do Ciebie Kat?
-Jasne.
-Ok, Kat. Idziemy na kolację.- uśmiechnęła się.
"Stevie ma strasznie dużo energii"- to była moja pierwsza myśl jak ją zobaczyłam.
  Całą drogę Stevie gadała jak najęta. Dowiedziałam się dlaczego tu jest oraz, że jej ojciec to ćpun.
-Przyznaj szczerze. Jakie słowo mnie opisuje? Co Ci pierwsze przyjdzie na myśl.- spytała Stevie.
-Taki mały diabełek. Chochlik.- odpowiedziałam bez namysłu.
-Spoko.- uśmiechnęła się szeroko.- Pasuje mi, a oto forteca!
-Forteca?
-Jadalnia.- przewróciła oczami i otworzyła drzwi.
  W sali tłoczyło się mnóstwo osób. Po prawej stał bufet, a resztę zajmowały okrągłe stoliki. Stevie wzięła tackę i przesuwała się razem z kolejką. Zrobiłam to samo. Wybrałam kanapki i coś do picia. Przecisnęłam się z jedzeniem i rozejrzałam dookoła. W rogu, koło okna stał wolny stolik. Skierowałam swoje kroki w tamtą stronę. Kątem oka zobaczyłam jak Stevie dosiada się do kilku dziewczyn. W samotności przeżuwałam kanapkę kiedy na mój stolik rzucił się cień.
-Wszędzie Cię szukałam.
-Byłam tu przez cały czas.
-Ray!- krzyknął jakiś chłopak.
-Zaraz przyjdę!- odkrzyknęła mu Stevie.- Idziesz z nami?
-Emm, nie. Jestem zmęczona. Tylko bym przeszkadzała.
-Jak chcesz.- powiedziała i odbiegła tanecznym krokiem.
Świętnie...Tylko jak ja wrócę do pokoju? Nie ma problemu-pomyślałam sarkastycznie- Najpierw w prawo, lewo, prosto, lewo, lewo? Na 100% się zgubię. Westchnęłam i poszłam w poszukiwaniu pokoju 103.
Jednak nie było takie trudne jak myślałam. Poszłam za jakąś dziewczyną, która skręciła do pokoju na samym początku. Reszta poszła bez problemu.
  Rzuciłam się na łóżko. Spojrzałam w sufit i poczułam jak moje oczy robią się wilgotne. Pojedyncza łza spłynęła po policzku.
Stop!
Nie mogę płakać. Obiecałam to sobie zaraz po pogrzebie rodziców. Muszę być silna...Zacznę od jutra, a teraz pozwoliłam łzom spływać po policzkach.




Rozdziały postaram się udostępniać
w soboty, ale nie co tydzień...

Co o tym sądzicie? 
Rozdział nie mówi za wiele,
 może kolejne bardziej zaciekawią (albo zanudzą)

Co myślicie o Stevie Ray?
A Brenda Poppins? Dyrektorka? 
Albo sama Katty?
Czekam na wasze zdanie.

Tia ;3

środa, 13 listopada 2013

Prolog.

Czuję jak robi mi się gorąco. Widzę dym. Zaczynam panikować. Duszę się. Staram się wyjść z domu, lecz uciążliwy kaszel mi w tym przeszkadza. Biorę koc i owijam się nim. Ogień. Muszę czym prędzej wydostać się na zewnątrz. Słyszę wycie syren. Przede mną schody do pokonania. Nie mam siły i padam na kolana. Tracę równowagę po czym spadam ze schodów. Prosto w ogień.

***

  Ciemność...światło...ciemność. Spróbowałam jeszcze raz. Poczułam ostry ból.
-Budzi się- usłyszałam przyćmiony głos.
-Jestem w niebie?- wychrypiałam kiedy udało mi się otworzyć oczy.
-Nie kochanie- odezwał się miły, kobiecy głos- Jesteś w drodze do szpitala.
Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale strasznie paliło mnie gardło. Moje powieki stawały się coraz cięższe. Poddałam się, nie mam siły by walczyć. Straciłam przytomność.




Tag,  jestem tu :)
Miałam nie publikować tego. 
Zaczęłam pisać w zeszycie z nudów i tak jakoś wyszło.
Przyznam, że to mój pierwszy "prolog" i  jest jaki jest.

Tia.